17 lipiec
-Boje się Twojego nałogu, pozostawia rany.
Tak wiem, też na początku się go bałam, ale już przeszło. Nie ma się czym przejmować. Pozbyłam się go, podobno, tak wszyscy twierdzą. Dziennie się oglądam, nienawidze siebie, to pierwsza myśl jaka temu towarzyszy, potem skupiam się nad tym czego tak nienawidze, później patrze na oczy i nie wiem czy to już przyzwyczajenie że są zawsze załzawione, za mgłą, nie takie, nie wiem, czy w ogóle odzyskam to co kiedyś było mi tak bliskie, a dziś tak dalekie. A co jest we mnie. Jeśli w ogóle coś jest, to chyba smutek, ból, o no i pustka tak ona gości u mnie na stałe. Co jeśli w tych oczach jest światełko, którego nie potrafię dostrzec, co jeśli go nigdy nie zauważe.. Czy ze mną jest coś na prawde nie tak. Nie to nie są pytania. To raczej stwierdzenia, jak raz w coś wchodzisz, siedzisz w tym cały czas. Czasem zastanawiam się dlaczego jest wokół mnie tyle wspaniałych osób, a ja nie potrafię za to dziękować. Bo nie potrafie, robie zawsze jakiś problem, jestem egoistką, zakompleksioną laską, która nie jest w stanie przeżyć dnia z uśmiechem, nawet gdyby je za to płacili. Doprowadzam siebie, rodzine, i wszystkie osoby do szaleństwa. A siebie, mnie już nie ma, nie przywiązuje do siebie wagi, nie licze się z sobą, z człowiekiem nie da się liczyć. Może to ja czegoś nie rozumiem. Proszę wytłumacz mi to, bo ja się przyzwyczajam, znowu, znowu będę cierpieć, a i tak do tego przecież brnę, krzywdzę Cie, odbieram to co najlepsze, nie zdziwię się kiedy znikniesz.