To ten wielki Dzień w którym urodziłam swoje drugie dziecko.
Komplet badań, wszystko w normie.
Oczekiwanie.
Strach.
Trafiłam na porodówkę i po 3 godzinach
trzymałam w rękach swój Skarb.
Radość.
Kiedy łzy radości spłynęły po policzkach
pielęgniarki zabrały Piotrusia na dodatkową konsultacje.
Wtedy jeszcze mieliśmy z Szymonem nadzieję że to nic wielkiego.
Mimo to, po kilku dniach stało się jasne.
Jestesmy rodzicami niepełnosprawnego dziecka.
Informacja o chorobie dziecka powaliła niczym tornado.
Miałam w sobie mnóstwo bólu.
Nie ma takich słów,
którymi można by wyrazić
ból pękającego serca.
Nie byłam w stanie przestać płakać.
Wypracie.
To musi być sen,
przecież to nie może naprawdę dotyczyć mojej rodziny..
Ktoś z pewnością się pomylił.
A jednak.
Pretensja.
Dlaczego to właśnie moje dziecko?
Rezygnacja.
Nie dam sobie rady.
Nie mam siły.
To za trudne.
Siła.
Wygramy walkę.
Miałam tylko chwilę,
by się rozpaść i pozbierać,
zanim wrócilam do mojego dziecka.
Warszawa, Łódź, Wrocław, Katowice, Kraków.
Próba szukania wszelkich rozwiązań.
Kiedy zły sen okazuje się prawdziwym życiem.
Ciężko jest sobie z tym poradzić.
Przychodzi załamanie nerwowe
Dojście do równowagi i
ułożenia życia na nowo wymaga czasu.
Życie z chorym dzieckiem nie musi być złe
i pełne tylko smutnych chwil.
Chciałabym zapomnieć tamten czas
i wszystkie emocje, które mi towarzyszyły.
Nie spałam długo.
Chciałabym oddać mu wszystko.
W końcu- Akceptacja.
To jedyna droga do nieco innego,
ale także normalnego życia.
i ogromna Lekcja od życia.
Tam w Warszawie - Centrum Zdrowia Dziecka
to że nie widzi,
to było najgorsze co mnie wtedy spotkało.
Wtedy tak myślałam.
Ale tuż obok okulistyki była poradnia onkologi dziecięcej.
Nie ma nic gorszego niż dziecko chore onkologicznie.
Jak patrzyłam na cierpienie tych malutkich bezbronnych dzieci i ich rodziców.
To stwierdziłam że wygraliśmy.
Weszliśmy do tego szpitala jako rodzice
chorego Piotrusia,
Wyszlismy stamtąd jako rodzice ,,zdrowego" Piotrusia.
Daliśmy radę, i nadal będziemy dawać.