W końcu nadszedł ten dzień!
Drzwi zamknęły się w sobotę o 9 rano!
Rzeczywistość
I rozpoczęła się balanga!
Usiadłam na kanapie i zaczęłam myśleć,
co zrobię jako pierwsze.
Pierwsze co mi przychodziło może spanie,
potem może i książka, albo na odwrót?
Byłam podekscytowana!
Jednak moja podświadomość
delikatnie łechtała mnie czymś od środka.
Było to lekkie dmuchnięcie, nieme słowo,
mgiełka zdarzenia, która szepnęła mi do ucha
po czym szybko uciekła: co tu tak cicho?
Co tu tak dziwnie?
Sobota, 9 rano, a ja nie biegam za Piotrem ?
Nie wycieram mu nosa
lub nie zmazuje owsianki ze ściany?
Dziwnie coś.
Uświadomiłam sobie w tamej chwili,
że tak naprawdę zapomniałam już co robią ludzie
bez dzieci o godzinie 9 w sobotę.
Te 5 piw o 9 rano od samego początku
nie do końca mi pasowały.
Zastanawiałam się nad tym snując się po domu
gdzieś tak do południa,
a wszechogarniająca mnie cisza stawała się nieznośna.
Później było jeszcze gorzej.
O godzinie 14 zaczęłam odczuwać lekkie kłucie w żołądku
więc zjadłam obiad.
Co dziwne, kłucie nie ustąpiło.
Analizowałam to kłucie do 15,
upewniając się już na 100 procent, że to nie głód.
To było coś innego.
Coś czego się nie spodziewałam!
Coś gorszego! Nieżyt żołądka?
Nie! Zapalenie wątroby! Nie! Zgaga! Nie. Więc co?!
Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie z tego sprawy.
Do 19 przeleżałam na kanapie, trochę czytając książkę,
trochę słuchajac muzyki ale tak naprawdę
to nie robiąc nic konkretnego.
Po 19 naprawdę zgłodniałam
więc zjadłam kolację i
obejrzałam coś strasznie nudnego na Netflixie.
Noc zaskoczyła mnie.
Zapatrzona w ścianę
doszukując się najmniejszego dźwięku w domu.
Nic, cisza. nawet pies przestał szczekać. Zasnęłam.
Czy niedziela coś zmieni?
Niedziela rano nic nie zmieniła.
Obudziłam się jakaś taka niewyspana, nieswoja.
Włączyłam muzykę.
Kłucie w żołądku nasilało się. Snułam się po domu.
Do garażu nawet nie zajrzałam,
nie mówiąc o spotkaniu się z innymi ludźmi.
Nikt nie mógł wszyscy dzieci lub inne sprawy.
Niedzielna, wioskowa cisza.
Nikogo nie spotkałam.
Ptaki zamilkły.
Kogut na zawołanie przestał piać.
Po południu, kłucie w żołądku było już nieznośne.
Byłam bliska obłędu.
Stan rzeczy zmienił się jednak gdy
Szymon i dzieci wrócili w końcu do domu.
Wszystko wtedy wróciło do normy:
wrzaski, krzyki, śmiech, płacz, rzucanie zabawkami,
szczekanie psa, stukot garnków, szumienie zmywarki.
Nagle cały świat ożył.
Pralka zaczęła trajkotać, drzwi trzaskać, hulajnoga skrzypieć.
W końcu mogłam spokojnie usiąść
i rozgościć się w tych dźwiękach.
Moich dźwiękach.
Kłucie w żołądku zniknęło.
Wtedy zrozumiałam co to było.
Tęsknota.
''...Najgorszą samotnością nie jest ta, która otacza człowieka,
ale to pustka w nim samym,
kiedy z kraju nie wyniósł ani cieplejszego spojrzenia,
ani serdecznego słówka, ani nawet iskry nadziei...
pieniądze nie stanowią wszystkiego,
bo człowiek oprócz kieszeni ma jeszcze i serce...
Jakież to pospolite sprężyny wywołują ruch w świecie:
trochę węgla ożywia okręt, trochę serca człowieka...
Szczególny kraj, w którym od tak dawna mieszkają
obok siebie dwa całkiem różne narody:
arystokracja i pospólstwo.
Jeden mówi, że jest szlachetną rośliną,
która ma prawo ssać glinę i mierzwę,
a ten drugi albo przytakuje dzikim pretensjom,
albo nie ma siły zaprotestować przeciw krzywdzie.
Pluń na wszystko, co minęło:
na własną boleść i na cudzą nikczemność...
Wybierz sobie jaki cel,
jakikolwiek, i zacznij nowe życie...,,
Lalka, Bolesław Prus