Tak. Czuję się bardzo zadowolona z ubiegłego weekendu.
Wszystko poszło jak pójść powinno.
Regaty w Zalewie i pierwsze miejsce dla nas. Niemożliwe?
Po pewnym czasie wszystko jest możliwe.
3,5 godziny drogi, przygotowanie sprzętu do 1:00 w nocy, zakwaterowanie w hotelu, szybki prysznic i spać.
A rano? Bez większego nastawienia na dobre miejsce- patrząc na warunki pogodowe. Przygotowanie sprzętu, odprawa sterników, kilka zdjęć i wypływamy! Jezioro bardzo płytkie i niezbyt czyste ale kto by pomyślał, że dla nas przyjemne.
Pierwszy wyścig- przyporządkowanie obowiązków, odnaleznienie się na łodce po roku czasu. Wyszło nie najgorzej- 4 msc.
Drugi wyścig- wszystko zaczęło wychodzić. Start z falstartem, szybkie opłynięcie mety i wracamy do wyścigu. Wchodząc na górną boję byliśmy 3. Wszystko się zmieniło na spinakerze. Dobra praca, komunikacja i przede wszystkim spokój dał nam awans na 1 miejsce. Tak dotrzymalismy je do końca biegu.
Trzeci wyścig- coś stało się dziwnego... na starcie byliśmy jako pierwsi i zostawiliśmy WSZYSTKICH przeciwników ponad 200m! Mijając się my halsówka- oni spinaker każdy wmawiał nam że mamy falstart i wyścig niezaliczony. Spokój Igora nas uratował. Powiedział, że płyniemy swoje- najwyżej on bierze winę na siebie. Zbliżając się do mety- my w stresie jednak sędzina z uśmiechem wyjęła gwizdek i oznajmiła nam że ukończyliśmy jako pierwsi, co za ulga! :)
Czwarty wyścig- najsłabszy z wszystkich. Coś nam nie poszło. Wiatr się rozwiał, zaczął padać deszcz. Ukończyliśmy na 5 miejscu. Na szczęście przy rozegraniu 4 biegów jeden najgorszy rezultat odrzuca się.
I takim cudem ukończyliśmy dzień pierwszy- na pierwszym miejscu :)
Pojechaliśmy do hotelu się odświeżyć, odpocząć. Około 20 pojechaliśmy na imprezę integracyjną połączoną z obchodami nocy świętojańskiej. Pokaz zumby, taniec z ogniami i muzyka. Dużo pozytywnych chwil. Około północy zabraliśmy się do hotelu i poszliśmy spać.
Rano po sprawdzeniu prognozy pogody pojawił się uśmiech na twarzy- "no panowie i panie- lecimy po 1 miejsce!". Miało wcale nie wiać. I oczywiście po śniadaniu, gdy przyjechaliśmy na marinę- flauta. Wszyscy zadowoleni. Około godziny 10:30 wszyscy zaczęli składać sprzęt w przekonaniu, że wyścigów nie będzie. A jednak przyszła sędzina i oznajmiła, że o godzinie 11 widzimy się na wodzie. Miny nam nieco zeszły... ale przecież to tylko regaty! Mamy się dobrze bawić! Zrobiliśmy sprzęt i wypłynęliśmy. Mieliśmy zamiar pokazać wszystkim, że poprzedniego dnia nie mieliśmy przysłowiowego "szczęścia" a jednak coś potrafimy. Udało się. Jedyny wyścig tego dnia ukończyliśmy na drugim miejscu co dawało nam w dalszym ciągu pierwsze miejsce. Zadowoleni i uśmiechnięci przybiliśmy sobie piątki. Spłynęliśmy, złożyliśmy sprzęt i czekaliśmy na zakończenie. Jak tradycja nakazuje osoby na pierwszym miejscu wrzuca się do wody. Chłopacy ustawili się za nami nie dając nam szans aby gdziekolwiek uciec. Ja jako przebrana już osoba prosiłam żeby tego nie robili. Nie poddawali się. Nawet namawianie ich że miałam tego dnia imieniny nic nie dawało. Nie wiem co bym zrobiła gdyby nie pani Agata. Zawdzięczam jej baaardzo dużo :)
Chłopacy wykąpali się, przebrali i wyruszliśmy do domu z medalami, dyplomami, skrzynką drobnych nagród, statuetką i ogromnym bagażem doświadczeń- czyli tym, co najważniejsze!
Po kilku godzinach byliśmy w domu. I tak zakończyła się moja weekendowa przygoda z pływaniem na sportowej omedze POL271. Liczę na kolejny taki weekend ;D
Aktualnie siedzę sobie od poniedziałku w domu chorując... Nie zapowiada się ciekawie, tym bardziej, że w sobotę i niedzielę mam startować na Mistrzostwach Polski w Match Racingu. Muszę dać z siebie wszystko i się wyleczyć. Zależy mi na tym ponieważ to kolejny ogrom doświadczenia! Jestem dobrej myśli! :)
Z niektórymi nie jest już jak kiedyś. Dużo się pozmieniało. Teraz- z tego co widzę- są rzeczy ważniejsze niż stara przyjaźń. Szkoda, bo fajnie by było czasami żeby ktoś zainteresował się Tobą a nie ciągle ty nim. Przyjaźń działa w dwie strony, ale czasami już brakuje sił na to, żeby cokolwiek zmienić... a ludzi nie zmienisz, oni zmieniają się sami. I wcale nie jest prawdą to- że ludzie się nie zmieniają, że to my ich poznajemy lepiej... Zmieniają się. I to bardzo często na gorsze. Przykre, lecz takie prawdziwe...