Słuchając "Jestem Twoją kokainą", zdjęcie sto lat temu w Grawi... Ach, och, wsponień czar. :D
Stwierdziłam ostatnio fakt, że zrobił się ze mnie mały alkoholik. Ileż można pić?!
A jednaaak, można. Tylko ostatnio - sobota, poniedziałek, wtorek. Już z przykrością muszę stwierdzić, że robię się mało ekonomiczna i dobra najebka nie zaczyna się po drugim piwie... Taki ze mnie wykwintny pijak jest. :D
Plus co tam ciekawego...
Seanse filmowe u mnie w domu zaczynają się już stawać jakąś tradycją. Chociaż i tak najlepiej ogląda się o 1 w nocy "Tele-gry" i zawzięcie rozwiązuje wyrafinowane zagadki, narzeka na ludzi, że "co onie tam mówią?!". Nie no, wcale, że nasze rozrywki z M. nie zrobiły się baaardzo monotematyczne i ograniczone...
Ja już ostatnio z tego powodu nawet zaczęłam wymyślać gdzie tu można iść i co można robić, ambitnie wymyślam... I nic poza kinem i wyjściem na piwo mi do głowy nie przychodzi. xD No, ale z tego oto powodu, aż ostatnio poszliśmy na koncert mojego kolegi z grupy.
I jeszcze, miły akcent kończący wpis. Rozmowy z D. zawsze wnoszą coś do mojego życia. :D
Na cały głos na informatyce: "Paulina, Ty się coś ostatnio rozbzykałaś!" - dobre przejęzyczenie się nie jest złe.
Plus D. do Pani od informatyki: "Bo jak ja mam więcej, niż dwie nieobecności, co nie, to co ja mam zrobić...?"
Dalej na niemieckim: "Paulina, bo ja dawno nie widziałam krowy na żywo (...) ostatnio to chyba w Zoo."
"- Co Ty się tak cieszysz?!
- Aaa bo chyba Gripexy przedawkowałam."
<3 <3 <3