Co by nie tworzyć referatu (lub TLDR'a, jak kto woli), postanowiłem napisać Haiku.
Problem w tym, że nie umiem napisać Haiku.
Tak więc wracając do sprawdzonej formuły: maj sie zaczął sympatycznie i nawet nieszczególnie zakwasowo - nieco wcześniej krótkie wyjście na dwór z Hejterem Świata #1, co samo w sobie było niespodzianką, a które przekształciło się w swoisty raid pieszy w tę i we w tę, od Mac'a, przeż żwirownię, jakieś zadupie na Tatrzańskiej i paręnaście złotych chmielowego długu po cmentarz i wyro (pół nocy później). Coś w stylu dawnych dworów, które - mogło by się zdawać - wymarły śmiercią dyskretną.
Retro uderzyło zresztą ponownie pól miesiąca później, znaczy dziś. Przez szturm zaocznych chamów musiałem przełożyć wycieczkę do genetyki na następny dzień, lecz 3 godziny oczekiwania i rzygania notatkami się opłaciły - wraz z dwiema kobitkami z roku doświadczyłem cudu dobrego dnia i logopedia-related grzechy przeszłości zostały wybaczone. Teraz mogę się skupić na przyszłych wyzwaniach. A właściwie mógłbym, gdyby nie pewien szkopuł.
Mhm.
Powinienem był zrobić badania ilościowe.
ps: zdjęcia z jakiejś powielkanocnej wycieczki i paru minut zaraz po powrocie, zanim je przegrałem na blaszaka.