Wyszłam z łazienki odziana w moją magiczną kreacje.Była ciężka,ważyła 300 kg.Zrobiłam świetny makijaż i wystylizowałam włosy.Teraz przydałaby się kareta z białymi kucykami,ale nie.Pod domem czekała stara,śmierdząca taksówka.Pożegnałam się z siostrą i odjechałam.Zima tego roku była bardzo sroga,dlatego miałam na sobie białe futerko.Nie mogłam uwierzyć,że już za pare godzin nastąpi 2025 r.Kochałam sylwestra,zawsze się upijałam do nieprzytomności i potem żałowałam wszystkiego.Teraz miało być inaczej.Weszłam na impreze do mieszkania znajdującego się w uliczce Nowego Yorku.Wszyscy gapili się na mnie,tylko ja byłam tak ubrana.Inne dziwki tańczyły bez majtek,ale ja byłam ubrana z klasą.Ujrzałam go.Rick lizał się z jakąś ladacznicą.Wyobrażałam sobie,że to jestem ja.Wzięłam drinka-wiem,miało być inaczej,ale pieprzyć to.Uchlałam się ostro.Zagadałam do niego.
-Hej Rick.Kocham Cie gnoju!Słyszysz!-Jak zwykle żałowałam.Wszyscy się gapili na mnie.Mieli wytrzeszczone oczy.
-Co się gapicie?-Niestety dodałam i poczułam jakaś spalenizne.Odwróciłam się i zobaczyłam,że spory kawałek mojej sukienki znajduje się w kominku.
-Jaram sie!-Krzyczałam i zaczęłam panikować.Kiecka paliła się co raz bardziej.Wszyscy uciekali i wtedy podeszłam do zasłony-podpaliłam ją.
~D.