Tak na wstępie. Dzisiaj mamy do czynienia z ciekawym, aczkolwiek drażliwym tematem. Pewnie będzie grupka osób, którym nie spodobają się, po raz kolejny, moje poglądy, lecz wydaje mi się, że zwolenników takiego toku myślenia będzie wielu.
Mianowicie chcę poruszyć temat śmierci Michela Jacksona. A właściwie to ciąg zdarzeń zaraz po śmierci popularnego Jacko. Chodzi mi tutaj chociażby o wielką załobę wielu osób, którzy nie mieli pojęcia o jego życiu. Piszę o osobach, które "płakały", bo "zmarł ktoś znany". Ale o co im w ogóle chodzi?
Jak już wspomniałem Jakson poprzez swoje wyczyny na scenie zyskał przydomek, który określał go mianem "Króla Popu". Był ikoną popkultury, która odeszła za wcześnie. I już tutaj musimy napisać, że jako piosenkarza miał swoje grono fanów, którzy wierzyli w niego do końca. Tych szanuję i cenię. Ale przejdźmy do zdecydowanej większośći, która zaczęła ubóstwiać Jacko od 25 czerwca bieżącego roku.
Mnie osobiście najbardziej denerwują gwiazdki w nawiasach kwadratowych, zwane przez tłum "świeczkami". Ale po jaką cholerę one? Pomogą mu znaleźć drogę do Najwyższego? Nie lepiej pomodlić się za jego duszę? Czy to nie będzie lepsze "ułatwienie"? Dlaczego nie dacie tej swojej "świeczki" z dopiskiem "tysiące ludzi dziennie na całym świecie"? Dlaczego zauważamy tylko odejście Michela? Dlaczego dostrzegamy wyłącznie śmierć tych "wielkich"? Rozumiem, Jackson był geniuszem muzycznym, ale był jednym z wielu umierających ludzi w tym dniu...
Na pewno do tego całego zamieszania przyczyniły się media, które prześcigając się w podawaiu informacji, doszły do tego, ze pokazały zdjęcie robione podczas reanimacji. To samo w sobie jest swoistą przesadą, ciosem poniżej pasa. Medialna szopka napędziły trybiki w niektórych orzeszkach pod czaszką, że trzeba pokazać się, ze ja wiem, że nie ma go już na tym świecie! Ale po co? Ta informacja dotarła do wszystkich wyjątkowo szybko.
Poza tym to poruszenie śmiercią to także dowód tego, jak późno zaczynamy widzieć wielkość innych. Jackson przez swoją kontrowersję umierał praktycznie w samotności, tuż przed trasą koncertową, podczas której miał zarobić na spłatę części długów. Odwrócili się od niego praktycznie wszyscy. Głównie przyjaciele, którzy klepali go po plecach podczas szczytu kariery. Wtedy, gdy miał wszystko, co tylko zechaciał. Na jego przykładzie możemy zobaczyć, czym bardzo często jest ludzka przyjaźń. Przyjaźń, która wygasa wraz z nadejściem gorszych czasów. "Król" umarł sam, w wynajętej willi, bez żadnej bezinteresownej pomocy.
Śmieszy mnie oddawanie hołdu, na pewnym bardzo popularnym portalu społecznościowym, poprzez dodawanie zdjęć z Jacko. Ludzie, czujecie się z tym lepsi? Że Wy to macie, a inni nie? Zapamiętajcie lepiej jego twórczość.
Nie będę tutaj odpowiadać na zarzuty molestowania. Chociaż nie, wyrażę swoją opinię. Wg mnie nie mógłby tego zrobić, chociażby ze względu na to, że sam był dużym, nieszczęśliwym dzieckiem...
Mówiąć krótko notka o wszystkim i o niczym. Chciałem tylko napisać to co leży mi na sercu, mimo że nie byłem jego fanem. Chciałem tylko uświadomić, że marni pozerzy znajdą się zawsze i wszędzie, chcąc sie pokazać podczas czyjegoś nieszczęścia. Szkoda mi tylko dzieci, głównie przez walkę o nie.
Umarł król, niech żyje król!
PS Zaczynam pisać regularnie ;)
PPS Można pisać więcej, ale czy jest sens?
PPPS Zdjęcie to zasługa nieocenionej Poli :) http://www.photoblog.pl/trael