Jak to się dzieje, że ważąc teraz 68,9 kg czuję się ze sobą dużo lepiej niż kiedyś ważąc znacznie mniej?
Nie mam pojęcia, ale póki co nie narzekam i wolę nie popadać w obsesję pod tytułem "to wszystko tylko w mojej głowie".
Waga długo stała w miejscu, zaczęłam ćwiczyć - waga zaczęła spadać.
Staram się jak mogę, wciskam ćwiczenia w każdą możliwą wolną chwilę i jakoś daję radę.
Odkąd powiedziałam mojemu chłopakowi o moich problemach z motywacją na uczelni jest o niebo lepiej. Nawet współlokatorka rozmawiając przez telefon z siostrą nazwała mnie nerdem haha. Oczywiście nie jest idealnie, czegoś takiego nie da się zmienić z dnia na dzień, albo z tygodnia na tydzień, ale coraz lepiej sobie radzę i czuję się z tym niesamowicie! Wciąż jak pomyślę o tym, ile mam zaległości to robi mi się słabo, ale nie przejmuję się tym. Dobrze, że zdałam sobie sprawę z tego teraz, a nie, jak już będzie za późno. Nie wiem, gdzie będę za pół roku. Czy w Anglii, czy w Warszawie. Coraz bardziej skłaniam się ku temu drugiemu, bo w końcu zostały mi tylko dwa lata... i cieszę się. Bo wreszcie zaczyna być ciekawie, ja zaczynam się uczyć, zaczną się praktyki...
Tylko On tak daleko.
Gdy myślę o świętach ogarnia mnie przerażenie, bo ledwo co zrzuciłam 5 kg, naprawdę nie chcę żyć według zasady "Co sobie schudnę, to sobie przytyję"... muszę wytrwać.
Jestem tak rozkojarzona, że nie wiem, o czym piszę ani co się dzieje. Głowa mi pęka.
To będzie ciężki tydzień.
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24