dzizas, jest ciężko.
znowu dopadają mnie złe myśli, że jeszcze pół roku, że za chwilę dorosłość. że powinnam coś zrobić żeby dać radę sama, bez starych, na własną rękę. że jestem sierotą, kaleką tracącą czas na rzeczy które przyszłości mi nie zbawią, z facetem który jest jeszcze dużym dzieckiem, który przyszłości mi nie zagwarantuje.
to poczucie że musisz dać sobie jakoś radę,
ta presja że jeżeli nie to wracasz z podkulonym ogonem do domu, do matki której wiecznie jest nie dość.
to rozczarowanie że dorosłość to gówno, z każdym niepewnym jutrem.
ten śliczny wścig szczurów w którym ważne jest mieć nie być,
że za chwile usłyszę że zachciało ci się humanistcznych studiów, więc bądź sobie bezrobotnym.
dzisasss.
w takich momentach tylko cukierki dają poczucie bezpieczeństwa.
i wyliczanie w kółko że jestem, tym tym i tym też.
chyba czas żeby spiąć tyłek, napisać tego nieszczęsnego mgr, i znaleźć pracę.
jeszcze na tu i teraz.
dzizasss.
i po co mi to to to?
do tego bilans źle,
i jutro ważenie,które już dziś wiem, będzie wielką dupą,
zesrało się to życie.
źle.