Zawsze myslalam ze najorsze uczucie to bol.
Cholerny bol, przy ktorym nie chce sie nic.
Ale jednak nie.. Im wiecej o tym mysle i im bardziej uswiadamiam sobie ze on zakonczyl juz wszystko o co tak dlugo walczylam, to czego tak bardzo nie chcialam stracic.. Coraz bardziej mam wrazenie ze jestem nikomu nie potrzebna. Czuje wielka pustke, wiem ze nie mam juz sie o co starac i dla kogo..
On byl dla mnie wszystkim, staralam sie kontrolowac na kazdym kroku, staralam sie tak bardzo nie zrobic nic, przez co poczulby sie niewazny, czy niedoceniony.. staralam sie trzymac na jak najwiekszy dystans bylego chlopaka.
Fakt, faktem lubie z nim posiedziec, pogadac, mamy w koncu tych samych znajomych, lubimy ta sama muze, mamy podobne zainteresowania. Poza tym nie tak latwo jest przekreslic znajomosc po 5 latach, tym bardziej ze mielismy wiele trudnych chwil i i tak dalej ze soba trzymamy..
Lecz przez caly jego pobyty ze mna, kontrolowalam sie jak pilam zeby go nie przytulic, zeby alkohol pulsujacy w mozgu nie poniusl i zebym go nie pocalowala. Wszystko to tylko po to zeby jego nie stracic.
Najwyrazniej staralam sie za malo. Nie wystarczajaco dobrze.
;(