No i jest, najbardziej punktualny ze wszystkich procesów, Nowy Rok. Czemu 'procesów'? Bo przecież tak chyba należy nazwać szereg dni z których każdy po kolei tworzy złożoną historię. Jak zbudować historię tym razem? Nie wiem czy chciałam, by miniony rok się kończył, przecież był przełomowy. Autentycznie... dokładnie za kilka dni minie rok od poznania. Zabawne, że nie 1 stycznia jest dla mnie wyznacznikiem nowego roku ale moment pierwszej rozmowy. Wracam do pytania - Jak zbudować historię tym razem? A może postawić na jej kontynuację?
Podobno co po pijanemu to szczerze... dlaczego wtedy płakałam? Przecież niby tak dobrze się do tego przyzwyczaiłam... niby. Zacznijmy więc nowy rok od pierwszego stycznia, z kontynuacją jednego epizodu, z początkiem wszystkiego innego. Zaraz... 'epizodu'? Przecież ten epizod jest tak stałą 'cochwilnością'... Zostawmy to.
Tyle planów, tyle pomysłów, kiedy realizować? Postanowienia noworoczne, z których ostatnio subtelnie szydziłam chyba mają dla mnie coraz większe znaczenie, wszystko przez piękny obraz w perspektywie ich spełnienia. Zbudujmy więc schemat do maja, potem żyjmy. Tylko jak w tym wszystkim zachować spokój i indywidualność?