photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 4 MAJA 2015

- liczby -

 

skradam się. skradam się do przyszłości. po cichu zachodzę ją od tyłu. na palcach, na wdechu. 

 

 

 

no w końcu jestem. w końcu mam czas się z tobą spotkać. i z tobą i tobą. i tam tobą. widzę wzrok pełen irytacji. tyle czasu czekałeś ty, ty i ty tam dalej. może faktycznie powinnam wszystko zapisywać sobie w kalendarzu? planować dzień i czas, który spędzę z chłopakiem, przyjacielem, a co najgorsza rodziną? nie, nie upadnę tak nisko. nie będę od niczego zależna.

prócz pracy.

 

 

Jechałeś przed siebie. Jak wariat. Nie patrząc na prędkościomierz. Widziałeś jak zaciskam dłonie na fotelu udając, że jestem niewzruszona. Krzyczałeś. Krzyczałeś na mnie jak na dziecko. Patrzyłam w boczną szybę szyderczo krzywiąc usta. Zamilkłeś. Czekałeś na jakąkolwiek reakcję. Nic z tego. Nie spuszczajac nogi z gazu szarpnąłeś moją twarz w swoim kierunku.

- No spójrz na mnie do cholery jasnej i się wytłumacz!

Twoje słowa odbiły się echem milion razy w okaleczonych uszach, powodując chwilowe zastygnięcie każdej czastki ciała. Obliczałam w głowie prawdopodobieństwo wypadku z chwilą, kiedy patrzyłeś tylko na mnie. Wydobyłam z siebie przerwócenie oczami i odrzuciłam twoją rękę, która sprawiała ból z każdą sekundą. Oprzytomniałeś. Ale przyśpieszyłeś. Wzkazówka padła na sam koniec. Drgała szaleńczo, jakby chciała zrobić 360 stopni. Zakląłeś siarczyście udarzając pieścią w kierownicę. Podskoczyłam ze strachem. Spojrzałam na twój idealny profil. Odpięłam powoli pasy nie spuszczając z ciebie wzroku.

- Jeśli się nie zatrzymasz, otworzę te pierdolone drzwi i wyskoczę.

Czekałeś. Igrałeś z ogniem. I wydawało ci się, że panujesz nad sytuacją. Znałeś sekundy mojej cierpliwości. Nawet setne sekundy, kiedy w tych ostatnich raptowanie zahamowałeś, widząc, że nie rzucam słów na wiatr. Pisk, szum, trąbienie innych aut. Chwilowy amok. Skręciłeś na polne pobocze. Wyjąłeś kluczyki ze stacyjki. Zapanowała cisza. Cisza zbyt cicha i nurtująca. Wręcz wkurwiająca. Wyszłam z pojazdu, trzaskając drzwiami najmocniej jak się da.

- Przecież się zatrzymałem! 

No i co z tego - bąknęłam pod nosem, szukając w kieszeniach paczki papierosów. Usiadłam na najbliższym spadzie zaciągając się nikotyną i strając się opanować szaleńcze tętno chorego serca. Wytrzymałeś dłuższą chwilę. Przyszedłeś. Usiadłeś obok. Trąciłeś mnie barkiem. Milczeliśmy jak nigdy. Każda kłótnia była rozwiązywalna i spokojna. Ta zaliczała się do burzy z piorunami. Bez kompromisów. Ale odwzajemniłam zaczepkę. Nie byłam bez winy. Wszystko rozumiałam. Wstałeś. Spojrzałeś na mnie z góry. I podałeś mi rękę. Złapałam cię. Złapałam cię na chwilę. Aby zaraz stracić czucie pod nogami i upaść.

 

 

 

Wiem, że tylko czekasz. Tylko czekasz aż włączę muzykę, przygłaśniając wszystkie głupie aplikacje i urządzenia. Spojrzę na ciebie. Wyłącznie na ciebie i twoje czarne oczy. I tak po prostu zacznę tańczyć. Będziesz się ze mnie śmiał, kręcił głową z dezaprobatą i obserwował. Ale i w ciszy między przełączeniem piosenek usłyszę. Usłyszę ten dźwięczny i wibrujący głos. Twój głos. Który mówi, jak bardzo jestem ważna i potrzebna. Jak tęskni przez kilka godzin nieobecności. Jak łaknie bliskości. Tylko mojej. I jest tylko mój. Nie tylko głos, nie tylko spojrzenie, nie tylko dotyk, ale i to żywe, przygrywające rytm. Serce.

 

Nie jestem idealna, ale potrafię cię kochać w każdy sposób, jaki tylko zechcesz.

 

 

 

 

Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika systemtomypierdolimy.