I jak w końcu miałam się doczekać zdjęć z jazdy w Sulbinach, moja kochana siostra upuściła w między czasie aparat w wyniku czego nie otwiera się przesłona. Uroczo, doprawdy. -.-
W każdym bądź razie na zdjęciu Katon - koń profesor, jak dla mnie ideał do nauki. Na nim po prostu siedzę i nie przeszkadzam. :D Wczoraj ujeżdżeniowo, ale jeżeli chodzi o skoki to naprawdę - sam odliczy, sam się poskraca, a przy lądowaniu jeszcze ratuje lebiegę, która mu się wozi na grzbiecie. :D Kochane konisko. Wczoraj natomiast szło różnie. Obecnie walczę z łapami, które zamiast być przede mną, są na wysokości moich bioder. xd Tak mniej więcej. Zaczęłam też łopatki, które wychodziły dość... koślawo. Za to udału się machnąć kilka całkiem prostych ustępowań. Ale to na Katonie, na nim chyba wszystko się da. :D
Z kolei Cieluś ambitnie chodzi. Po ostatnich odwiedzinach Kośki znowu mamy i zapał i jako-taki plan co robić. Otóż jeździmy Ciela jak najwięcej na luźnej wodzy. Początkowo Cielut trochę się wściekał, kiedy miała jechać koło w wygięciu bez uciekania do przodu, no ale trening czyni mistrza. ;) Nadal mamy radochę z sadzawki. :D :D Ostatnio Cielut rozwalił mnie na łopatki i na dobrą sprawę, ja już mogę umrzeć, bo widziałam konia puszczającego bąbelki pod wodą. :D Bójka często wsadza łeb do wody tak po oczy, ale do tej pory tak sobie chodziła po prostu. Z kolei dzisiaj najpierw pod wodą parsknęła, wyjęła łeb, po czym z całą świadomością wsadziła pychol ponownie do wody i zaczęła puszczać bąbelki. :D I tak kilka razy. I jak tu jej nie kochać?
Do Makoszki 4 dni.