Pracując nad osiągnięciem absolutnej władzy uczuciowej spotkałem groteskowe obrazy ludzkich dusz.
Jak można zobrazować ludzką duszę, czym jest na samym początku, czy w ogóle taki początek posiada. Jeżeli dusza jest unikatowa to każdy z ludzi posiada swoją niemożliwą do zdefiniowania duszę barana. Dlaczego porównuję duszę ludzką do barana, otóż to, żeby wyciągnąć wnioski trzeba zminimalizować sprawę najwyższej wagi do rozmiarów niezauważalnych przez ludzki mózg. Kiedy dojdzie się do tego, że nie da się rozumieć rzeczy nazbyt wyniosłych i wypada je upraszczać, będzie jasne, że te najwynioślejsze ekstrakty prawd są banalne. Dusza ma rzekomo swoje dwie sfery, jedną jest jej wpływ na życie wieczne posiadacza, drugą ograniczenia nakładane na naukę, poezję, sztukę i wszystko czym musiałaby się dzielić. Sfera ograniczeń polega na blokadzie wprowadzanej gdy za dużo naszej cukierkowej duszy wychodzi nam nosem. To proste, dusza bezuczuciowa w procesie czasu nabiera doświadczenia, może zostać nazwana i tworzy człowieka, z utęsknieniem patrzy gdy odbiera się jej kawałek po kawałku, a żaden z nich już nigdy nie będzie 'taki sam', chociaż zawsze na swój sposób wraca.
Nie przywiązujemy wagi do duszy gdy ścieramy się z problemami natury ludzkiej. Nikt nie myśli o duszy gdy trzeźwo spełnia swoją wysłużoną rolę ogrodnika, kierowcy, barmana, tłumacza przysięgłego czy policjanta. Mając to na względzie możemy wyobrazić sobie jak bardzo nasza dusza byłaby samotna gdyby nie motywy perswazji wywieranej na nią podczas gdy na przykład chodzimy po wodzie.
Czy kawałek czegoś wielkiego odrywa się gdy istota przychodzi na świat i już wtedy wie co będzie dalej? Gówno prawda, jeżeli ktoś powie, że tak się dzieje. Skrajnie wmawia się sobie, że coś jest przeznaczeniem, a nie wolnym wyborem w partii szachów gdy w życiu dostajemy mata i powrotu ani możliwości zmian nie ma. Dusza nie może nas ograniczać do swojego przeznaczenia, nie po to budzi się byśmy mogli złapać natchnienie i zasypia żeby upadek spowodował ból ciągnący za sobą wiele zmian i doświadczeń. Zaś co się tyczy życia wiecznego, zdania są podzielone rzecz jasna na religie.
Niby ludzka powłoka osiągając stadium rozwoju i zbliżając się do zagłady umiera i rozkłada się bezwarunkowo, ale co wtedy dzieje się z nieśmiertelną duszą?
Czy młoda dusza niepoznawszy jeszcze smaków życia tracąc ciało wie jak się odnaleźć? Czym jest dla niej spotkanie z dojrzałą duszą głównego bohatera życia gdy sama nie przesiąknięta ogromem uczuć, bilansów i definicji może jedynie peszyć się bezrozumnie. Istotna abstrakcja gdy tak uosabiam nasze dusze, lecz to określony cel.
Protoplaści tego sposobu zasłynęli z ogromnej obojętności, ja nie roztopiłem się za sprawą swego samouwielbienia. Swoją duszę regularnie pielęgnuję, dostarczam jej ochoty, żeby nie zanudzać również cierpienia, a nawet zrezygnowania. Karmię słodkimi oczyma nieba i doglądam jej rozwoju tak rzadko ażeby się nie zbuntowała. Moja dusza jest samodzielna, nie potrzebuje uwagi, warto obkupić ją słowami i starcza na jakieś dziewięć i pół dnia.
Za to WASZE dusze moi drodzy, płytcy bracia są przesiąknięte rybią żółcią, obijacie się o skały będąc wartkim nurtem rzeki, profanujecie świątynie bezbożników wskazując im boga. Nie macie w sobie za grosz czystości, grama brudu, stoicie na środku, otoczeni ogromem wszechświata i kpicie ze słońca, księżyca, nie wiedząc jak poniżacie swoje istnienie. WASZE dusze to piękna, to polne kwiaty, którym łatwo odebrać ciepło i byt, tysiące postrzępionych piękn rozłożonych na dłoni swojego miłosiernego stwórcy, życia.
Jeśliby starczyło WAM odwagi by stawić stopy na twardym gruncie rozkochałbym WAS w sobie, utopił w litrach łez, zmanipulował, obsikał i pieprzył w tyłek tak jak robicie to WY ze swoimi krystalicznie uśmiechniętymi duszami. Wykrwawcie się, niech osocze pokryje całe WASZE ciała, niech pot sączy się i ścieka po ramionach, strach rozpęta pożar, będziecie się piec i bawić przy suto zastawionych stołach w Pałacu Trucizny.
Wasze przeznaczenie jest tak jasne, tak obrzydliwie jasne, to obleśne i okrutne.
Moja dusza ma prawo i obyczaj, dziś i jutro będę tu z nią, a za siedem i pół dnia odejdziemy razem, ja będę pluł, może trochę parskał, a potem, co będzie potem wie niby WASZ bóg i mój kciuk.