Od czego zacznę? Od najlepszego, nieoczywiście.
Kiedy brakuje mi tchu, chcę rzucać się w otchłań bez dna i lecieć zatracając się z każdą chwilą w ciemności, po prostu milczę, a czas i teraz cechują się tym, że chcę krzyczeć najgłośniej jak to tylko możliwe.
Diagnoza jest prosta i całkowicie podstawna.
Tu widzę jedno, tam drugie i nawet trzecie znajdzie się na moim planie wydarzeń, niedorzeczne, a jednak całkowicie prawdziwe i realistyczne.
Myślę, że otwarcie mówiąc o sobie i swoich odczuciach udowadniam, że jest dobrze.
Skoro już nawiązałem do planu, nie jestem w nim sam, popatrzcie na człowieka, który zrodził się z popiołów, czy widzicie różnicę? Zapewniam każdego, że ją znajdzie i do tego wcale nie trzeba wytężać wzroku.
Gdzież mogę wylewać radość i słodkie słowa, całą rzekę pozytywnych emocji jak nie na cały świat?
Skoro dzieliłem z nim tyle żalu i popękanej ziemi to dlaczego nie osuszyć jego łez i nie sprawić by rozlał wody w uśmiechu?
To właśnie czynię, to czyni moje ciało, bujnie szczerzę zęby i pozostawiam za sobą smutek i gorycz.
Czy to proste? Myślę, że tak właśnie jest, że to najłatwiejsza rzecz na świecie, a zbyt często utrudniamy to sobie sami.
Więc bierzcie się w garść łobuzy, skoro gówno można zamienić w złoto to i Was można zamienić w szczęściarzy.
Na czym skończę? Na najlepszym.
ps. najgorszego zabrakło.zauważyliście?
CDN.