Tu ludzie oczekują i brakuje im życzliwości. Patrzą z góry na dół i plują kiedy otaczająca, magiczna aura zaczyna pękać i słońce oślepia coraz bardziej i bardziej, do momentu w którym nasze patrzenie stanie się bolesne.
Lubię samotnych kochanków rybnych, od zmierzchu do świtu i jeszcze dłużej siedzą na niewygodnych metalowych słupkach, pokrytych strzępkiem materiału, zmyślnych, ale wciąż niewygodnych.
Nie marnują i cieszą się zdobyciem, a potem po prostu oddają życie jak najwięksi bohaterowie bo któż dał im prawo jego odbierania jakiejkolwiek żywej istocie?
Czy ich tarcza nie jest pięknem zrodzonym z zainteresowania? To prostota, ale jakże wymagająca by cel mógł się ziścić, jakże napięta jest ta prosta konstrukcja i wytrzymała w swych konwulsjach.
Kto jest gotów przebić się przez Nią, zakłucić ich myśli kiedy w skupieniu obserwują giętką taflę wody i wyczekują tej swojej wybranki na zminimalizowanym, zagiętym medycznie harpunie.
To taki sentymentalny widok, tak godna magii czynność, tyle zazdrości we mnie, prostocie zrodzonej z kości wobec pomnika rybaka.