22 czerwca nastąpiło zakończenie roku szkolnego 2006/2007. Świadectwo otrzymałem razem z promocją do drugiej klasy..... I co dalej ? Dalej był nieprzerwany ciąg imprezo-wyjazdów, dzięki czemu miałem okazję się rozchorować, organizm postanowił nie wytrzymać 6 dniowego niezdrowego odżywania się, picia, ciągłych zmian temperatur oraz kiepskiego snu. Więc dzisiaj siedzę w domu i kuruję się. Dzięki temu, że mój umysł jest skupiony na mojej osobie to przemyślałem sobie skrawki tego roku szkolnego. I czizas krajst.... paleta doznań tych 10 miesięcy była niewyobrażalna, działo się tak dużo.... i gęsto. Dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego dowiaduję się, że dupa zbita nie będe w moim "wymarzonym" mat-fiz-infie. Mam iść do klasy z jakimiś "bucami", nie słyszę swojego nazwiska przy Ia. Wchodzę do sali gdzie 1h ma spotkanie z wychowawcą, patrzę same krzywe twarze patrzące się na mnie dziwnie. Myślę sobie.... to tylko przejściowe, ja stąd zaraz będe musiał wyjść, inaczej zwariuje. Z dwoma pierwszymi krokami zrobionymi w sali 1h postanowiłem sobie, że skoro to tylko chwilowe to chociaż odejdę stamtąd w wielkim stylu, będe dawał do pieca na każdym możliwym kroku. W tej klasie przeżyłem swoje najpiękniejsze chwile w LO, chodziłem z uśmiechem na twarzy do szkoły, byłem gotowy chodzić pod inne licea i chwalić V LO po wsze czasy ... w końcu nastąpiła upragniona chwila - przepisano mnie. Wchodzę i co słyszę na wstępie ? " Po co się przepisałeś", "Będziesz musiał się wkupić", "Idź stąd". Cóż dzięki temu ( chciałbym zaznaczyć DZIĘKI, a nie PRZEZ ) odezwał się we mnie głos samotnika. No może samotnika to złe słowo, indywidualisty. Mój plan zostania najpopularniejszą osobą w liceum padł na ryj, krzywy i zbity ryj. Bo jak tu wyrobić sobie luz, kiedy w rzekomo najbliższym otoczeniu jest się gaszonym i traktowanym jak.... ktoś gorszy to może dobre słowo. Potem już jakoś szło, pomijając strach przed matematyką i fizyką, to było takie autentyczne obrzydzenie, coś oplatało nogi i kazało uciekać. Sylwester.... przechlanie ot co i chyba rekord co do nieprzespanych godzin. 25 Stycznia, wg. Alana zmiana mojej osobowości. Luty - złego dobre początki, nauka na poprawkę ( tzn. pomoc WSPANIAŁEJ PANI w fizyce ), ferie - bardzo częste nie wracanie do domu, tłusty czwartek - strajk całego ciała. Marzec - punkt kulminacyjny, rozwiązanie akcji. Kwiecień - epilog, i początek czegoś nowego, nowe towarzystwo i nowe drogi rozwoju.
A teraz podsumowanie w liczbach ( wszystko tak na oko ):
Poznane osoby - 100
imprezy - więcej niż w ciągu całego życia ( bynajmniej nie dlatego, że tak dużo, tylko że wogóle)
zgony - 1 ( ale w pełni zamierzony )
dwóje na koniec roku - 3
zyskani wrogowie polityczni - 1
nieprzespane noce ( prawie i w pełni ) - 7+
naprawione błędy - 1, może 2 ?
Wyciągnięte wnioski - nie zliczyłbym
A jak jest teraz ? Sytucja z "frontu" wygląda mniej więcej tak, praktycznie wszędzie tolerowany, w większości swojskich miejsc lubiany. Cóż bycie sobą i wypity przez innych alkohol mogą sprawiać cuda.
W sumie to były najpiękniejsze dwa semestry w moim życiu.