Moja durna mina... ale nie dało się inaczej powstrzymując śmiech.
Przeżyłam 8 godzin w pociągu z domu na południe, a potem 12 już do Gdańska (do szarej rzeczywistości). Mogę jeździć pociągiem, nie było tak źle, choć masa ludzi to banda zadufanych w sobie gburów, którzy nie umieją wydusić z siebie 'Dzień dobry' albo 'Do widzenia". Opornych ludzi kultury nie nauczę.
Wyjazd do Zamościa skończył się tak szybko, że nie zdążyłam się nim porządnie nacieszyć. Bałam się okropnie, ale nie było czego. Potrzebowałam kilku takich dni. Zrelaksowałam się i jednocześnie spędziłam aktywnie czas zwiedzając to piękne miasto! Żałuję jedynie, że pogoda średnio dopisała. Tylko jeden dzień był słoneczny. Reszta niestety ponura i deszczowa, ale z cukru nie jestem i mały deszczyk nie stanął mi na drodze. Ze strony rodzinnej chyba też zdałam test. Przyjemnie rozmawiało mi się lepiąc pierogi albo śpiąc z przecudnym kotem! Skoro już najbardziej indywidualny domownik mnie polubił, to chyba jest dobrze :) Niestety wszystko, co dobre kiedyś się kończy, więc i moje ferie dobiegły końca. Chętnie tam jeszcze wrócę jeśli zostanę zaproszona, choć do kolejnej okazji jeszcze sporo czasu, bo albo jakieś święta albo dopiero wakacje.. Wszystko przede mną!