Mimo, że czuję się średnio, bo chyba coś mnie bierze (po długich próbach obronnych), mogę zaliczyć ten dzień do udanych. Udało mi się zachęcić moje licealne przyjaciółki do częstrzych spotkań. Taka mała tradycja: przynajmniej jedno zplanowane spotkanie na miesiąc. To niewiele, ale zawsze coś i żeby nasza znajomośc przerwała, musimy o nią dbać. Została nas malutka grupka, a szkoda by było nawet te znajomości zaprzepaścić.
Nie wiem jak to wyjdzie, ale jestem dobrej myśli.
Po wypłacie kupuję barwniki spożywcze. Nie ma bata, trzeba ćwiczyć i piec ile się da.
Ostatnie wypieki mogę zaliczyć do udanych. Zarówno ciato z masą cytrynową jak i brownie z krówką było całkiem smaczne. Jeżeli już nawet facet, który za słodyczami nie przepada mówi, że dobre to chyba zmaczy, że tak :)