to paskudne.
wszystko co mnie otacza jest paskudne i okropne.
kazda rzecz jest przepelniona dziwnym, glupim odczuciem.
każdy człowiek jest przesiąkniety albo falszywoscia, albo odraza.
nie chcę tu mieszkać i nie chce miec z tym miastem nic wspolnego.
nie chcę miec nic wspolnego z tymi ludzmi.
nie chcę ich znać.
chcę stad uciec i nigdy nie wracać.
ale sa sprawy, rzeczy i ludzie, ktorzy mi w tym przeszkadzaja.
nie mam dokad sie wyniesc, nie mam jak, nie mam z kim.
niesamodzielnosc, niepelnoletnosc, brak pieniedzy.
o n a.
ona mi uniemozliwia o najbardziej.
bo to dla niej jeszcze stoję na nogach i się nie poddaje.
bo to dla niej codziennie walcze.
walcze ze soba, o nia, dla niej, o jej szczescie. pieprzone szczescie.
i tak przerazajaco pragne, by to zauwazyła i mi pomogla.
by wsparła mnie, dala mi ciepło i jakas wiare, że jutro moze byc lepiej.
a o jutro boje sie najbardziej.
kazde kolejne 'jutro' to kolejna walka. ciezka. przeciwnik jest naprawde kurewsko silny.
zadaje silne ciosy i czasem nie mam siły wstac.
ale wtedy przypominam sobie ja i zdaje sobie sprawe, że muszę.
by byla zadowolona, szczesliwa i z usmiechem szla dalej.
z usmiechem i obok ze mna.
no tak, pragne jej usmiechu.
jej szczescia.
pragne jej. jej oczu, twarzy, ciala, wlosow, nosa, ust, rwi, rak, nog, serca, duszy, ciepla, wsparcia.
ona to wie. wiem, ze to wie.
wiem, że choć troche zdaje sobie sprawe z tego.
ale jest przygwożdzona do sciany i nic nie moze zrobic. ja tez.
ale daje jej znak, ze pragne tylko dobrze dla niej.
i tylko dzieki niej mam sile.
by isc dalej.
mam dosc innych ludzi, mam dosc tego szarego, smutnego miasta
nienawidze tego miejsca, chc sie stad wyniesc.
potrzebuje nowosci, swiezosci i milosci.
chcialabym nauczyc sie prawdziwie kochac. kochac druga osobe jak partnerke.
bo J ą kocham inaczej, tylko J ą tak kocham. i ta milosc jest inna, odmienna, dziwna i niezwykla.
blagam. jutro.
potrzebuje jej chociaz troche.
chuj.
pewnie znow sie zawiode.
pewnie znow sie zalamie i znow nie bede miala sily sie podniesc.
pewnie znow sie poddam, by nastepnego dnia upasc nizej.
pewnie znow sie rozczaruje tak mocno, ze przeplacze nastepna noc albo jej nie przespie.
nienawidze tego.
ja tylko potrzebuje jej bliskosci.
w slowie, gescie, spojrzeniu.
obojetnie.
ale, cholera. pierwszy raz zależy mi na czymś tak bardzo.
pierwszy raz tak mocno czuje, ze musze cos zrobic.
pierwszy raz czuje odpowiedzialnosc za nia. nie rozumiem.
kocham ja i chce byc kochana/lubiana. wszystko mi jedno. po prostu jej chce.
gest, slowo, spojrzenie.
blagam Cie, panie.
ratuj mnie i pozwol mi sie podniesc.
bo jesem juz na dnie.
i widze przed oczami jak sie staczam z dnia na dzien.
i staje sie kims, kim zawsze gardzilam.
ale jesli tak ma wygladac moja przyszlosc..
nie chce tak zyc. nie chce tu zyc.
zabierz mnie stad. gdzies indziej.
Krakow, Wroclaw, Gdansk, Sopot.
gdziekolwiek.
nawet pierdolona Warszawa.
chce sie stad wyniesc. jak najszybciej. zostawic wszystko w pizdu i uciec.
Karoliny nadal nienawidze. mimo, ze zrobiła coś, za co usłyszala ode mnie "dziękuje", nienawidze jej. podziekowalam jej za przeszlosc, ale za to, co sie dzieje teraz, zywie do niej niechec, ktorej nie potrafie opanowac. przepraszam, Karolina.
przepraszam Cie, bo sprawilas mi bol.
zrobilas mi krzywde gdzies w psychice i duszy.
i ja nie potrafie tego wybaczyc.
jestes wspaniała i wiesz o tym.
jesteś piękna i wiesz o tym.
masz śliczne, ciemne oczy, wspanialy glos i wspaniale blond wlosy.
jestes cudowna i kochana.
i moze choc troche Cie kocham, ale nie wybaczę Ci tego.
nie wiem. moze kiedys, ale poki co nie licz na to.
i przemysl dlaczego powiedzialam "dziekuje".
przemysl, czego sie to tyczylo.
mhh, chcialabym to "dziekuje" powiedziec komus innego.
Motylowi. chcialabym jej to powiedziec w oczy, usmiechnac sie i przytulic mocno.
chcialabym poczuc smak zycia, milosci i blikosci.
potrzebuje czegos.
potrzebuje czegos wiecej.
nie wiem co to jest.
ale czuje sie zle, gdy jest jak teraz.
czuje sie troche jak duch. jakbym byla do cholery niewidzialna. a kazdy albo mnie omija, albo potraca, albo kopie, albo bog wie co robi. czuje sie troche jak niepotrzebna lalka, wyrzucona do smieci.
olana przez kazdego i pozostawiona na pastwe losu.
i los nie jest laskawy. po kopie mnie po dupie zbyt czesto.
i nie moge wstac.
a chce wstac i powiedzieć
że mam siłę i mam chęci cokolwiek zmienic.
ze mam sile walczyc dla niej.
ale nawet bez sily bede walczyc
dla N i e j.
bo ona jest cudowna.
say something.
prosze.
say something and i'm giving up on you.
prosze, odezwij sie do mnie.
blagam Cie, panie, zrob cos.
potrzebuje jej jak nigdy.
oddaj mi ja i pozwol mi zyc, bo wlasnie sie rozpadam.
znowu.
potrzebuje jej.
sypie sie i jest coraz gorzej.
kurwa mac.
ratunku.