Dzisiaj piękny dzień. Ptaki tak uroczo śpiewają, niebo jest cudownie niebieskie, świat... jakby trochę ożył. Chyba wszyscy powinni być dzisiaj szczęśliwi.
A ja sama nie wiem co czuję. Naprawdę. Dzisiaj rano, zaraz po zobaczeniu złośliwych cyferek na wadze, czułam złość. Cholerną złość i wstręt do siebie. Ale... pomyślałam, że przecież ja tak nie mogę. Obiecałam sobie, że nie będę siebie tak nienawidzić. Popełniłam błędy, ale trzeba je naprawić.
Po raz pierwszy od długiego czasu biegałam. Jestem śmieszna, bo myślałam, że po prostu wyjdę z domu o siódmej, pobiegam do ósmej i wrócę, jakby nigdy nic. To nie jest najprostszy sport, chociaż mogłoby się tak wydawać. Pogoda całkowicie mi nie sprzyjała - słońce prażyło moją dupkę i popychało ją do przodu, jakby chciało ze mnie zadrwić i krzyknąć "No biegnij, biegnij! Ile jeszcze wytrzymasz?". Nie było to najprzyjemniejsze uczucie, naprawdę. W dodatku ludzie z mojej szkoły często przechodzili obok, patrząc na mnie jak na wariatkę. Najładniej to ja nie wyglądałam, zdaję sobie z tego sprawę. Jak krowi placek, ale do tego jeszcze czerwony, zmęczony i spocony. Cóż, chyba zaczynam rozumieć ich reakcję.
Pogratulujcie mi zatem kondycji - która tylko czeka na nadejście mojej wagowej apokalipsy, podczas której będzie mogła się uwolnić ode mnie na dobre. Nie dam jej chyba tej satysfakcji i będę biegała trzy razy w tygodniu, a co!
Na wadze 53 kilogramy. To chyba niemożliwe, abym przytyła 1,3 kilograma w ciągu kilku dni. Fakt faktem, że nie postarałam się z tą dietą, ale jeden kilogram to około 7000 pustych kalorii. Jutro ponownie wejdę na wagę, dzisiaj postaram się trochę oczyścić, aby pożegnać wzdęcia i moją piękną ciążę spowodowaną właśnie nimi.
Śniadanie - Activia, wafel ryżowy z sałatą i serkiem wiejskim, herbata z ziołami 150 kcal
Drugie śniadanie - jabłko i litr wody z cytryną, nie liczę
Obiad - trochę ryżu z warzywami 250 kcal, dwie szklanki wody z cytryną
Kolacja - dwie szklanki wody z cytryną.
Razem 400 kalorii. Może być.
Będzie dobrze, prawda?