Obudził mnie dźwięk odkurzacza. No tak, mama musiała od rana zacząć sprzątanie. W końcu była sobota. Spojrzałam na zegarek, 10 godzina. Aż się zdziwiłam, że mnie nie obudziła krzycząc, że mam sprzątać swój pokój. Przeciągnęłam się, po czym znów wtuliłam twarz w ciepłą pościel. Biorąc głęboki oddech przymknęłam powieki. I wtedy przyśniła mi się ona. Mała, chudziutka kotka o białej, puchatej sierści z różowym noskiem. Po przebudzeniu się byłam dziwnie zadowolona. Nigdy nie miałam żadnego pupilka. W dawnym mieście byłam wolontariuszką w schronisku. Poczułam nagłą chęć żeby nadal pomagać przy zwierzętach. Zawsze mnie to uspokajało i zapomniałam przy tym o wszystkich problemach, a teraz potrzebowałam tego bardzo. Postanowiłam zapytać o to mamę, przy śniadaniu.
Zeszłam na dół jeszcze w pidżamach. Mama szybkim ruchem wsunęła mi pod nos dwie kanapki z serem i pomidorem oraz gorącą herbatę z cytryną . Wyglądało na to, że gdzieś się śpieszyła.
- Mamo, nie wiesz czy mają tu gdzieś schronisko? - Zapytałam między kęsami.
- Na pewno jest. - Rzekła biegając po pokojach.
- Hmm.. a myślisz, że przydałaby się im dodatkowa pomoc? - Mama zatrzymała się i spojrzała na mnie.
- Co masz na myśli?
- Chciałabym wrócić do wolontariatu, brakuje mi tego. Wiesz, że kocham zwierzęta i praca przy nich nie sprawia mi żadnego kłopotu, wręcz przeciwnie, relaksuje mnie i pomaga zapominać o przykrościach. A teraz, potrzebuję tego w nadmiarze.
- Skoro tak uważasz, to dobrze. Możesz pracować w schronisku. Tylko nie przynieś do domu żadnej choroby.
- Musisz iść ze mną. Będziesz musiała podpisać tam zgodę.
- Kochanie, jutro. Dziś jestem już umówiona.
- Z kim? - Zapytałam upijając spory łyk herbaty.
- Z panem Cezarym. - Oznajmiła flirciarsko, a ja mało co nie wypuściłam z ust napoju.
- Że co?! - Wychrypiałam z wybałuszonymi oczyma. - Żarty se robisz?
- Zabiera mnie gdzieś, nie wiem gdzie, to niespodzianka. Ale pewnie wrócę wieczorem. - Powiedziała wpinając kolczyk w ucho.
- Przecież nie utrzymywaliście znajomości, a on tak nagle zabiera cie na wycieczkę? - Nie ukrywałam swojego zdziwienia.
- Najwidoczniej nie wiesz wszystkiego. - Mówiąc to chwyciła swoją czarną torbę i wyszła z mieszkania.
No pięknie, moja matka ma potajemne romanse, o których jako jej najbliższa rodzina nie wiem nic. Kompletnie nic. Zawiodłam się na niej, przez co oczywiście straciłam apetyt. Odsunęłam talerz i z hukiem wstałam od stołu.
Wrzuciłam " Zmierzch " do torby, którą zaraz po tym zawiesiłam sobie na ramie. Nałożyłam czarne conversy i wyszłam z domu kierując się w stronę plaży. Do plaży miałam niecałą milę, więc szybko zleciała mi droga. Zanim zdążyłam powiedzieć "moja matka jest dziwna", siedziałam już na moście, który przypominał 1/10000 molo. Tak, był malutki, ale mi to pasowało, bo kalkując strony książki mogłam swobodnie moczyć nogi w wodzie.