Piękny, słoneczny dzień. Spacerkiem przez skąpany w jasnym świetle park, spacerkiem przez miasto, spacerkiem do domu.To nie był leniwy ranek, ale popołudnie... jest jak najbardziej. Smak magdalenek, obowiązkowo z herbatą (wybacz Proust, jeszcze nie przeczytałam twojego dzieła, ale nie martw się- zapewne niebawem to nastąpi). Cicho sącząca się z odtwarzacza muzyka.Wygodny fotel... i można stukać palcami w literki na klawiaturze.
Spacer zawsze jest inny i nie ważne czy idziesz tą samą trasą po raz dziesiąty, czy setny. Przechadzasz się z psem, w towarzystwie albo samotnie. Zawsze zwrócisz uwagę na coś innego. O tym właśnie, dzisiaj z rana... rozmiawiałam z Wampirem, kiedy opuszczałyśmy teren parku i kierowałyśmy się w stronę centrum.Zwróciłam uwagę na zapach, ten typowy swąd miejskiego poranka, który mieszał się z wonią babiego lata. Pełno spieszących gdzieś kolorowych ludzi, jeszcze nie przybranych w jesienną szarość na twarzy.Takie różne, małe drobnostki.
Spacery poranne są przyjemne, ale zdecydawnie preferuję wieczorne. Są bardziej inspirujące.
"Owładnęła mną rozkoszna słodycz (...). Sprawiła, że w jednej chwili koleje życia stały mi się obojętne, klęski jako błahe, krótkość złudna (...). Cofam się myślą do chwili, w której wypiłem pierwszą łyżeczkę herbaty (...). I nagle wspomnienie zjawiło mi się. Ten smak to była magdalenka..." M.Proust , W stronę Swanna
No... i kto to przeczyta? Powinnam pisać o tym, jak to jest beznadziejnie/zajebiście, a nie bawić się w takie dyrdymały. Przecież fotoblogi, są właśnie po to, by odsłaniać własną głupotę.To do kolejnej notki.