Cześć, to ja, Nastalhija.
Będzie pierwszy wpis z challenge'u, który sobie zafundowałam.
Oh bloody hell, dlaczego..
Ale, obiecałam, to i pisze, będzie ich w sumie trochę, a w sumie z jakieś 3, bo reszty nie zdążyłam dobrze przemyśleć, jak zwykle.
Nastalhija się nie nadaje nawet na swojego bloga, co za ironia.
Ale do rzeczy.
Retrospekcja.
Siedzę w szkolnej bibliotece, w zupełnej ciszy, spoglądając ile jeszcze godzin mam do przebycia, by wrócić do domu.
Tak dużo czasu, ponad dwie godziny.
Nikogo tutaj nie ma, czytelnia.
Tylko ja, i kawałek miejsca, kawałek ciszy którą kradnę, miła sprawa.
Dzisiejszego dnia, lekcje krótkie, dobrze.
Rozmowa z byłym, znów się śmieję, po prostu nie wierzę..
To jak poznanie go od nowa, dziwna sprawa.
Jakbym nigdy go nie znała, jak by on nie znał.. mnie.
Szaleństwo.
Nie szukaj mnie tam, gdzie powinnam być.
Nie szukaj mnie przy nim, bo mnie nie będzie.
Nie szukaj kwiatów, gwiazd, słońca na niebie.
Ponieważ nigdy ich nie było, i nigdy nie będzie.
Poeta wierszokleta, chodzący analfabeta, idiota, głupota, zwyczajnie nierealnie.
JA.
Tylko ja i cisza, mówiłam?
Jakim trzeba być idiotą, by chcieć rozmawiać z kimś, kto Cię zranił?
Jaką głupotą trzeba płonąć, by cieszyć się z widoku kogoś, kto jeszcze kilka dni temu, doprowadzał Cię do szału?
To już szaleństwo, głupota, tęsknota, desperacja, czy.. miłosć?
Nie wiem. I nie chcę wiedzieć.
Póki jeszcze jestem bezpieczna..
Póki jeszcze mnie nie dorwą..
Odmęty czarnego, chorego mózgu.
Dobrze się składa.
Ja chora, on chory, wszystko kurwa jasne.
Musiało tak się stać, tak być.
Kiedy cierpię.. na mojej drodze stają nowi ludzie, nowe przeżycia, gonię za wiatrem, chcę żyć jak on.
Lekko.
Ale nigdy nie jest łatwo.
I nigdy nie będzie.
Słyszałam "kocham"? Chyba zwariuję, oszalał do reszty.
Zniknij do cholery, nie teraz, brnę do innego, czegoś nowego, dzikiego, pozwól mi na to.
Nie chcę tkwić w miejscu, które nie da mi szczęścia.
Zrób coś, oh kurwa zrób coś, co mnie uwolni.
"Filip", tak zwie się moja depresja, on na mnie krzyczy, ja się denerwuje.
Mówi złe rzeczy, szepcze ZRÓB TO!, ZNISZCZ TO!, UMRZYJ.
A ja.
A ja siedzę i nie mogę tego znieść.
Pomóż mi, bo ja już nie mam siły.
Daj mi spokój, daj mi miłość, zrób to, o co błagam Cię tyle czasu, a Ty dziwisz się że odchodzę, że nie wierzę w Ciebie.
Niszczysz, wiesz?
I co ja mam z Tobą zrobić?
Jesteś jak zagubiony szczeniak, którego nie mogę wziąć.
To boli.
Tak samo mnie, jak i Ciebie.
Wiesz to.
Ale trudno, tak jest, ale.. czy mamy coś do stracenia?
Ja nie mam już nic.
Pokaż mi jak żyć, jak istnieć w tym trudnym świecie.
Jak w końcu.. odlecieć?
Rozłożyć skrzydła, unieść się nad to, co złe.
Po prostu, daj mi spokój, siłę znajdę sama.
A wiara.. może przyjdzie z czasem, musi przyjść sama.
Jak nie przyjdzie, nie polecę bez niej, wiem to.
Ale przynudzam.. aż boli, kolejny gównowpis.
Ale inacze nie umiem.
Fuck it.
Jestem taka, i tego nie zmienię, choć.. już się zmieniłam.
Odkąd mnie znacie, chyba jestem coraz gorsza.
Dużo błędów, porażek, głupot, tak bywa.
Ale trudno, nauczmy się z tym żyć, bo przecież..
NIE MAMY NIC DO STRACENIA.
Cześć.