Mam dziwno-dziwne dni.
Nadużywam milczenia siedząc na podmokłym materacu w pozycji kwiatu lotosu i dłubiąc paznokciami w trawiastej poliestrowej wykładzinie.
Sposobem lubieżnym spożywam kawę.
Zagryzam brzeg tęczowego kubka wymalowanego w kocie fantasmagorie mówiące kojącym językiem snów, zaciągając się oparami porannej kawy.
Owijam wokół palca wskazującego kosmyk waniliowych włosów. Wsłuchuję się w dźwięki dobiegające z kuchni, mieszające się z głosem Irglovej, a moje myśli niesione na kruczych skrzydłach ulatują i rozbijają się o błękit nieba.
/Przebiegłam drogę czarnemu kotu.