Tego się nie spodziewałam. Człowiek chce być fair wobec ludzi, chce wszystko wytłumaczyć, pożegnać się w pokojowej sytuacji a spotyka na swojej drodze wrogość. Rozumiem wyraz frustracji, niezadowolenia bądź złości ale można go wyrazić w sposób nie dotykający drugiej osoby. Wyrażamy swoje zdanie wtedy kiedy nie godzimy nim w uczucia innych ludzi. Trzeba widzieć pewną granicę, mega się zawiodłam dziś na człowieku którego bym o to nie posądziła. Jesteśmy już przecież dorośli, coś się kończy coś się zaczyna taka kolej rzeczy. Bądź co bądź słowa które usłyszałam dziś świadczą o osobie która je wypowiedziała, dla mnie to kolejna lekcja z przedmiotu zwanym życie.
+
Zauważyłam dziś dziwną rzecz. Siedząc w Maku i czekając na dostawę jedzonka na przeciw mnie usiadł mężczynza. Pierwsze co zrobił to sprawdził telefon, zazęłam się rozglądać i zauważyłam, że wszyscy ludzie którzy przebywali tam sami (bez osoby towarzyszącej) namolnie sprawdzali bądź całkowicie byli pochłonięci telefonem. Czy my jesteśmy uzależnieni od kontaktu z innymi? Nie potrafimy być z samym sobą dłużej niż 5 minut? Czy cały czas musimy mieć ten "kontakt z bazą"?