Biorę głęboki oddech, by żyć. I jeszcze raz, i jeszcze raz. Kolejne wzloty mojej klatki piersiowej nie przynoszą ukojenia mentalności kierującej się ku upadkowi. Powietrze staje się coraz cięższe. Duszę się, połykając kolejną mieszankę związków chemicznych. Próbuję spojrzeć w przyszłość, ale to tylko wyciska słone łzy. Nie wiem czy są oznaką smutku, cierpienia czy to tylko zautomatyzowana reakcja moich neuronów.
To tylko chwilowa słabość- słowa dodające otuchy- stają się pustym frazesem w obliczu brutalnej rzeczywistości.
Bożenko, wierzę, że Twoje oczy szeroko się otworzą i bez łez w drzwiach zobaczą Nadzieję,w której zawierają się wszystkie składniki lepszych dni.
Wiara czyni cuda.
Dasz radę.