Ogarniacie tego kurdupla??? Jejku, był taki uroczy za maleńkości, cooo się z nim stało? No, nieważne. Tak mi się zebrało na wspomnienia. Och, no bo przylazłam tu coś napisać i z nijakim zapałem zaczęłam przeszukiwać komputer, no bo przecież zdjęć nie ma, prawda? No i jakoś tak natknęłam się na folder o jakże wdzięcznej nazwie "Piesarnia", weszłam i zaczęłam się śmiać. Normalnie śmiałam się tak, jak na dzisiejszej chemii a to już jakiś wyczyn, nie sądzicie? Pewnie nie, dlatego przybliżę wam ten weselny klimat.
Środa, godzina 15:10, ostatnia lekcja - chemia. Za oknem powoli zapada już zmrok, jesteś już zmęczony całym bożym dniem, bo jak niby można wytrzymać to bezduszne PP, na którym był jakiś sprawdzian z nieokreślonego czegoś, no i te dwie historie, które jakiś wybitny matematyk rozdzielił nam na początek i koniec tego dnia. Och, jak można wytrzymać obecność najgorszego nauczyciela w tej szkole, którego zresztą bardzo lubię? To przecież niemożliwe... Wracając, do tematu, to na chemii po prostu mój mózg nie ośmiela się myśleć. Hmm, przez chwilę zastanawiałam się, czy nie dodać "już" przed myśleć, ale stwierdziłam, że to odbiegałoby od prawdy, jeśli wiecie, o co mi chodzi. No i teraz mamy jakieś coś, więc to już w ogóle. Patrzę więc bezmyślnie w tę, pożal się, tablicę i przepisuję, a raczej bazgrolę w tym, pożal się, zeszycie, bo jak powiedziałam, mój mózg wyłącza się (pamiętajcie, poprawna forma to wyłącza!!!) i zupełnie nie troszczy się o to, czy to potem przeczytam czy też nie. Och, no i jak tam sobie siedzę przy tej ławce, to po jakimś czasie zaczynam mieć głupawkę, no bo jakżeby inaczej? Mówię wtedy o jakichś szczelbach, pytam koleżanki z ławki czy ogarnia, że już po wycieczce, no różne rzeczy się zdarzają. A potem się śmiejemy. I tak do końca lekcji, póki nie ogarniemy, że trzeba szybko zbiec z pierwszego piętra na dolne patio, żeby wyprzedzić kolejki do szatni. Oczywiście nigdy się to nie udaje, ale ja we środy zawsze się spieszę, no bo jakżeby inaczej. W ogóle to moje życie jest strasznie ograniczone przez rozkład miejskich i busów czy to nie zrządzenie losu?
Wiecie, co teraz powinnam robić? Najnormalniej w świecie czytać sobie "Władcę Pierścieni". Spodziewaliście się, że oświadczę, że przejrzeć lekcję z polskiego, bo a nóż widelec odstukaj? Fakt, powinnam. Powinnam też przeczytać Małą i Wielką Improwizację, owszem. No ale co z tego? Mam jutro tylko cztery lekcje. Dwa tygodnie temu były dwie, bo nie było francuskiego. To bardzo interesujące, wieem. Wszystko jednak sprowadza się do stwierdzenia, że gdybym dostała wreszcie na emaila te nieszczęsne zdjęcia z wycieczki, to bym napisała o wycieczce a nie o jakichś głupotach praktycznie wyssanych z palca. W ogóle to mam w planie dużo notek. Jedna koniecznie o historii, bo będę tęsknić za tym przedmiotem albo nauczycielem. Na razie nie potrafię tego rozdzielić, bo stanowią jedność. Mam chęć zrugać od góry do dołu Betty i tego rurarza. Chcę jeszcze wygarnąć ekranizatorom "Opowieści z Narnii", ale najpierw muszę najpierw doczytać, prawda?
Dzisiaj napadła na mnie lewitująca książka od jakiegoś PP, czy to nie straszne? To zabrzmiało jak wyznanie Jęczącej Marty. To jeszcze bardziej straszne. Słyszycie ten mokry, cieniutki głosik? A więc słuchajcie: Idę sobie dzisiaj przez korytarz koło sali gimnastycznej, zupełnie nikomu nie przeszkadzając. Przechodzę koło tej okropnej Magdaleny R., przez którą nieraz płakałam już w toalecie na pierwszym piętrze. Recytowałam sobie właśnie formułkę zaklęcia uśmiercającego, kiedy usłyszałam słowa: "Łap!!!", po czym poczułam, jak przelatuje przeze mnie lewitująca książka od jakiegoś PP! "Przecież krzyczałam: Łap!" - słyszę od tej okropnej Magdaleny R., przez którą nieraz płakałam już w toalecie na pierwszym piętrze. "No pewnie!" - mówię do niej ze złością. "A więc rzucajcie sobie w Mańkę, bo ona nie ma żadnych uczuć! Pięć punktów, gdy książka od jakiegoś PP przeleci jej przez brzuch a dziesięć, jeśli przez głowę!".
Och, no i w ogóle, jakby tego było mało, to ci okrutni chłopcy znowu się ze mnie wyśmiewają. Ale ja wcale nie charakteryzuję swoich znajomych na facebooku! Co to w ogóle za paskudny zarzut?! Dzisiaj jednak tam zajrzałam i stwierdziłam, że jakimś dziwnym trafem w mojej ostatniej "aktywności" na tym żenującym portalu zobaczyłam, że codziennie wysyłam to po kilka razy, no przepraszam bardzo? Dziesięć minut rozkminiałam co zrobić, żeby zablokować to cholerstwo. Na koniec chyba mi się udało, ale głowy nie daję. NIE LUBIMY FACEBOOKA!!! Poza tym jestem totalnie oburzona na jakieś dzieci z podstawówkowego gimnazjum, które nie znają mnie, nigdy ze mną nie rozmawiały, na dodatek miały czelność zaprosić mnie do swoich, pożal się, znajomych i jeszcze wysyłają mi jakieś coś z pytaniem "Czy Monika D. zapłaciłaby za wszystko na swojej randce? Zobacz co myśli o tobie JakiśKtośJakiśTam". No przepraszam bardzo? Ja nie życzę sobie takich podłych insynuacji, jasne?!
I w ogóle, weźcie się wreszcie ogarnijcie, ludzie. Co wy widzicie w tym facebooku? Czy to jest jakoś szczególnie moralizatorskie? Really, I don't think so!!!
Wiecie, że ostatnio dosyć często tak do siebie mówię? I don't think so. Czy ten fakt zmienił coś w waszym życiu? I DON'T THINK SO.
Inni zdjęcia: Hotele 4 gwiazdkowe bluebird11Niebo nad osadą andrzej73farewell Ozzy O. deadweather... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24