Alicja w Krainie Czarów. Oglądaliście, czyż nie? W końcu to dzisiejszy Wielki Hit na Sobotę. Jeśli ktoś nie oglądał, to powinien samoistnie skrócić się o głowę. Widziałam to kilka lat temu, bodajże trzy. Nie wiem, czy to efekt kina i samej premiery, czy inna mentalność - w końcu jest się już teoretycznie dorosłym, ale po dzisiejszym obejrzeniu tego filmu, bo na pewno nie ekranizacji... no cóż, jestem okropnie rozczarowana zważywszy na to, że, a doskonale to pamiętam, te kilka lat temu film ogromnie mi się spodobał i na filmwebie dałam mu bodajże 9! Dzisiaj skróciłam tę 9 aż o 4 głowy, no i chyba to coś o czymś świadczy. Ale do rzeczy. Tim Burton i jego sentymentalność do Johnny'ego Deppa i Helenki Bonham Carter oraz ten cudowny, surrealistyczny świat do którego przyzwyczaił nas chociażby w "Gnijącej Pannie Młodej" - to są cztery wielkie pozytywy tego filmu. Tak bardzo mi przykro, no naprawdę, ale nie da się nic więcej zrobić! Niemniej jednak bardzo miło było odnaleźć w Kapeluszniku charakterystyczne powierzchowne cechy Johnny'ego, na przykład ten styl poruszania się, który można było zobaczyć także w "Piratach z Karaibów". To absolutnie coś pięknego, jak on się porusza, naprawdę. Ma świetną koordynację ruchową. Rzeczą, która natychmiast mnie poraziła było jednak to, że głos podkładał za niego Pazura. No sorry, ale strasznie mi się to nie podobało, no co zrobić? Nie pasuje i tyle! Pamiętałam także o Absolemie i o Rickmanie, który podkładał za niego głos. Tak bardzo żałowałam, że wszędzie muszą wścibić ten cholerny dubbing! Oczywiście ktoś, kto za niego podkładał głos, także mnie zawiódł, no ale skoro ja się spodziewałam prawdziwej namiastki mojego Snape'a, to kimże oni wszyscy są, żeby mi to udostępnić? Jeśli chodzi o ogólną fabule, to naprawdę nic się nie trzyma kupy. Cała przedakcja w zasadzie nijak się ma co do akcji właściwej. W ogóle to było strasznie naciągane. Alicja w końcu miała już te dwadzieścia lat, a jednocześnie była taka dziecinna i... jakaś taka płaska? Och,. no i żenujące, naprawdę. I dziwne. To, jak wpada do dziury i jak nieskończenie długo to trwa to w sumie też jakieś dziwne. Och no i wszystko potem... W ogóle to na początku niczego nie rozumiałam z tego, co tam sobie mruczą pod nosem. I tak ogółem to z 10% kwestii pozostało dla mnie niezrozumiałych. Oczywiście, na początku jeszcze coś mnie śmieszyło. Takie surrealistyczne kwestie jak "sztuciec", czy tam jeszcze coś, no ale "kocie, ty psie" już mnie nie śmieszyło, bo to było jakoś pod koniec filmu i już zdążyłam się zmęczyć całą dziwaczną i wykoślawioną do granic możliwości fabułą i szukania w niej ciągu przyczynowo-skutkowego. Sądziłam także, że Skazeusz (dlaczego oni tak dziwnie go spolszczyli?) będzie bardziej pociągający, bo kiedy na początku go zobaczyłam, pomyślałam: "Ouch! Jaki piękny pan!". Właściwie to jego szpetna uroda w ogóle nie była pociągająca na Ten-Konkretny-Sposób, a to, co chciał zrobić Alicji... przecież on się do niej ewidentnie dobierał, no a to wcale nie był żaden komizm, poraziło mnie to trochę. Bo tam w ogóle było za dużo drastyczności, no naprawdę. Najpierw to oko na muszkiecie, potem jakieś twarze, po których w najlepsze kicała Alicja, potem znowu było pełno jakichś nieczystych chwytów prosto w oko... no naprawdę. No i nie podobał mi się. W ogóle to czy ich nie było dwóch? No bo patrzę na filmwebie, a tam się wyświetla, że on grał i Skazeusza, i jakiegoś waleta kier. W sumie przez cały film to był z pikiem, i z kierem na oku, no ale myślałam, że tak se lubi zmieniać, a nie że to dwie różne osoby... nie ogarnęłam tego, no sorry. Co jeszcze. A! Ta biała królowa! Strasznie mnie wkurzała, stwierdziłam potem, że przypomina mi Fluttershy. Wiecie, że tylko w jednym momencie porzuciła swoją teatralną pozę? Za to Helenka trzymała gardę do końca. Tylko, że nie powinna żywić jakichkolwiek uczuć do Skazeuszów, no błagam, Do przełożonych - jak najbardziej, no ale do podwładnych? Poza tym to Helenka, jak i Alan, Tymothy Spall (Glizdogon) i kobita, która grała Madame Maxime z pewnością napomknęli coś Burtonowi, i pomogli wykreować wizję smoka, który był połączeniem testrala z samicą rogogona węgierskiego, której ktoś zabrał o jedno jajo za dużo. No a ten duży pimpek był podobny do tego tygrysa, co to walczyła z nim Kung-Fu Panda. Wszystko się ze sobą łączy! Mysz mnie wkurzała, chociaż te trzy lata temu gotowa byłam ją porównać do Malfoya - doskonale to pamiętam. Fabuła naciągana, strasznie, to już pisałam. Ale to z jaką dziecięca łatwością Alicja to wszystko robiła... strasznie naciągane, czy tego naprawdę nie widać? A te wygibasy Kapelusznika! O zgrozo! To było straszne! Pamiętam, że gdy tylko to zobaczyłam, to zasłoniłam dłonią oczy i zaczęłam przeraźliwie wrzeszczeć. Tak strasznie mi było wstyd. Jeśli chodzi o kotusza, to doceniam scenę, w której rzekomo był Kapelusznikiem. Miłe to było zaskoczenie, ale przed rzekomym ścinaniem głowy wyraźnie można było dostrzec podobieństwo między Kapelusznikiem a kotem. Zabawna była nawet ta dworska polszczyzna i to również jak najbardziej doceniam, z kolei świnia jako podnóżek jest również bardzo interesującym rozwiązaniem, a Katarzyna Figura jak najbardziej na miejscu, potwierdzam. Mia również ładnie udekorowała swa urodą ten film i całkowicie mnie przekonała, żeby jednak wybić sobie ten pomysł z głowy o ścinaniu włosów. Poza tym film zrobił na mnie dziwne wrażenie i, czego nie da się ukryć, wzbudził ogromnie wręcz rozczarowanie. w ogóle to, co się działo na koniec... no coś w ogóle surrealistycznego i niewiążącego się z ogólną fabułą. Ot, jakiś wyjazd i finanse z bankowością, no ratujcie mnie. Straszne, straaaszneee. Kiedyś też zachwycałam się kreacją Kapelusznika, ale teraz też jakoś mi przeszło... nawet jego oczy niczym pukle z ropuchy nie zrobiły na mnie tego samego wrażenia... no i nie było żadnego, nawet co najmniej wybitnego męskiego, pociągającego, czarnego charakteru... Przykro oceniać mi ten film i ogłaszać jego ogólną średniość. Musze sobie obejrzeć wybitnie Disneyowską wersję, nie ma innej rady. Chociaż bardzo miło było posłuchać na koniec Avril, nie powiem. Choć teraz tez mi coś w niej zgrzytało, nie powiem. W ogóle to ostatni super kwik, który podsumował wrażenia z filmu wybuchł w momencie, kiedy w napisach końcowych pojawił się Snape na miotle. To było coś tak ekscytującego, że kwiknęłam i zaraz potem przyszłam się tu wyżalić. No cóż, takie życie.
Inni użytkownicy: roksejn666rolbrixpatrol9977karolinapiwkokacyczeklexiorliluux3haowsidzidzi99nicoleee222x
Inni zdjęcia: Priorytety downwardspiralCzapla biała slaw300W ciepły dzień elmarWakacyjne dziewczyny bluebird11Ja nacka89cwaKanna....:) halinam"Hej, idę w las." ezekh114Coś krótki. ezekh114Brak zdjęć patusiax395Kocio keris