photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 2 MARCA 2013

XIX. (Sportowo)

Teraz bedziem kraść zdjęcia ze sportowej wp. Ta fotografia, choć z poprzednich zawodów, jest nawet więcej niż adekwatna do tego, co się dzisiaj działo. Właściwie, gdyby nie zachciało mi się tutaj znowu przyleźć i się wyżyć pseudoartystyczne, to żyłabym w potwornej nieświadomości, możecie to sobie wyobrazić? No ale od początku. Poszłam więc sobie obejrzeć konkurs drużynowy. Może to nawet złe określenie, no bo wręcz na niego pobiegłam. Trochę się spóźniłam i przylazłam dopiero na skok Kota, ale w sumie nawet nie ogarnęłam, że to on skacze i już pewnie dlatego nie byłam na niego tak zła, jak bym powinna być. No bo było średnio. Strasznie bałam się o Kubackiego - to ten mimoza na zdjęciu. Chyba właśnie taki wyraz twarzy wyobrażał sobie Bolesław Prus, opisując to, jak trafnie Patkiewicz musiał udawać trupa przed Krzeszowską. No ale chłopak skoczył, jak na jego, oczywiście, dobrze - dwa równe skoki, a nawet drugi poprawił o kilka metrów. Żyła, jak to Żyła, w sumie nie miałam do niego większych obiekcji, on również poprawił drugi skok, po skoku Kotusza byliśmy nawet przez chwilę na trzecim miejscu, no ale te Niemcy potem nas przeskoczyli... Stoch... nadal jestem wściekła za to, że nigdy nie mogę zobaczyć, jak stoi na podium, nigdy! Bo to w szkole, to za późno, no nigdy nie mogę oglądać wtedy, kiedy wygrywa, nigdy! Jestem więc wkurzona za czwartek. To przez to, że żyłam tą feralną olimpiadą, no co poradzić? Ale widziałam medal w kształcie śnieżynki, jest piękny. Dowiedziałam się przy okazji, że Kamil także urodził się w tym naszym pięknym miesiącu maju i na domiar wszystkiego ma żonę. No chyba nie, pytam się? Ma taką sympatyczną buzię w tych swoich goglach... Łeee, dlaczegoo! Ciekawe, czy Kruczek też ma żonę. To ten typ, no naprawdę... No, ale wróćmy do tematu. Zresztą niezwykle bulwersującego. Tak więc w zawodach, oczywiście faworytami byli Austriacy, Norwedzy i Niemcy i wszyscy z pewnością stawiali na nich krocie, zwłaszcza na Austrię - przez cały konkurs Norwegia z Niemcami zmieniali się miejscami, taka praca. My przez chwilę wlekliśmy się za Japończykami, ale w końcu plasowaliśmy się na pewnym czwartym miejscu, ale walczyliśmy o trzecie, bardzo ambitnie, naprawdę. Pod koniec konkursu była niezła akcja. Norweg - sorry, mistrzu, ale nie pamiętam jakie tam nosisz miano - zrobił coś absolutnie absurdalnego. Skoczył, niby wylądował, ale odpięła mu się przy tym lądowaniu jedna narta, rozumiecie to? I ten człowiek lądował na jednej narcie, na dodatek nie wyrąbując się przy okazji przed sędziami, tylko za nimi, za linią końcową, co to jest już nieważne! z jedną narta, rozumiecie? A sędziowie kurde ocenili go na jakieś osiemnastki z groszami, no przepraszam bardzo?! Kamil, on na koniec skoczył tak świetnie, ja tak wgryzałam się w swoje biedne dłonie... no ale co? Oczywiście, musieliśmy zostać tą czwartą drużyną świata. Oczywiście do brązu musiało zabraknąć 0,8, no musiało. Niby to przeżyłam - obyło się bez znaczących bulwersów, było mi tylko przykro, a jeszcze bardziej parszywie poczułam się wtedy, gdy oglądałam wywiad i Kamil.. jejku, on był taki przytłoczony, nie wiedział co się dzieje, Kot zwalił na siebie, Żyła coś nawymyślał, jak to on, Kubacki coś przytakiwał reporterowi... i wtedy się dopiero zezłościłam. Stwierdziłam, że przyjdę to wszystko opisać, szukam więc na wp jakichś zdjęć, no popatrzyłam jeszcze, że zajęliśmy czwarte miejsce, pooglądałam statystyki, stwierdziłam, że to nie na moje nerwy i poszłam naginać w kierki z tymi regentami aspołecznymi. A potem, przy mojej passie -3, postanowiłam jednak tu wrócić, szukam zdjęć, patrzę a tu na czerwono - POLSKA JEDNAK ZDOBYWA BRĄZOWY MEDAL, NORWEGOM ŹLE POLICZONO PUNKTY!!! No sorry, ale nie! Nie wierzę! No i wtedy zaczęłam się śmiać. Bo to takie wspaniałe, no coś, czego naprawdę się nie spodziewałam. A to dziady, widzicie? Pajac ląduje na jednej nodze i jeszcze ma srebro za to dostać?! Wolne żarty! W rezultacie Austria - tych dziadów to już nikt nie pobije - złoto, Niemcy - srebro i my, i my! Yeach, jesteśmy mocni. A potem poczytałam sobie artykuł o Stochu i o telefonie od prezydenta, który gratuluje za wywalczone złoto. Mocne, z tego też się śmiałam:

"- Zadzwoniła pani sekretarka i mówi "Łączę z prezydentem". A ja się pytam "z kim? Jaja sobie pani robi, kim pani w ogóle jest?" Dopiero gdy usłyszałem głos pana prezydenta to mnie postawiło do pionu".


Mocne. Błechecheche. I tak to jest!

 

Właściwie to powinnam powiedzieć, że wygraliśmy liceliadę, a jakżeby inaczej. Nasi chłopcy z XXIII LO zajęli pierwsze miejsce w siatkówce. Byłam na meczu, no a jakżeby inaczej? Ze Staszicem! Z dziadami tymi! Jejku, jaka byłam na nich wkurzona, no naprawdę. Od początku pierwszego seta prowadziliśmy. Pod koniec w sumie były nijakie kłopoty, ale wygraliśmy, luz. Naszymi okrzykami jakoś starliśmy uśmiechy z twarzy Stasziców, którzy przecież liczebnie nas przerastali. Drugi set był nie na moje nerwy. Był moment, w których przegrywaliśmy z dziadami 3:13, jakiś koszmar. Naładowaliśmy się pod koniec, ale nie na tyle, żeby odrobić taaakie straty. A trzeci, ostatni... no przecież musiał przebiegać zgodnie z zasadą "oko za oko, ząb za ząb", no musiał. To były najgorsze momenty w moim życiu. Dziady, tak mnie denerwowali z tym swoim "za małe boisko!" albo "za wysoka siatka!", no myślałam, że normalnie im się ode mnie zdrowo dostanie. No ale te dwa asy serwisowe z naszej strony. I to nie, że jeden po drugim bez przerw! Po zmianie boiska zaserwował tak drugi raz, to już prestiż! I wygraliśmy, bo Staszicowie nie obronili, dziady. Wiecie, że w nagrodę rzucili nam papier? Na trybuny, w sensie, że nasi chłopcy. To było dziwne. W ogóle, to mieliśmy najprzystojniejszą drużynę. Jestem dumna. Także niech Staszic spada, uczyć się, a nie! Będą mi tu kurde... podskakiwać. I dla waszej wiadomości to stoicie u mnie w rankingu na tym samym miejscu co Norwegowie, a więc miernie, miernie, panowie.