photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 16 PAŹDZIERNIKA 2012

II.

Niby Kraków-Zakopane, ale ja w ogóle nie odczuwam jakiegoś szczególnego oddziaływania ze strony wizji jutrzejszej wycieczki. Znając życie, to jutro rano (czyt. o piątej) wstanę (ażeby tylko!) i będę się zastanawiać, czy to naprawdę już i czy aby niczego nie pomyliłam. No ale ja i te moje odwieczne problemy natury strachliwej... Ach, no trzeba się jakoś pozbierać i koniecznie użyć jakiegoś dobrego zaklęcia samopakującego. Taaak, naprawdę mam siedemnaście lat i wyrosłam z "Harry'ego Pottera", nie widać? Wszystko w pokoju takie rozbebeszone, no ja nie wiem. Jakoś nie jestem w stanie temu na razie zaradzić, bo ciągle mam w głowie dzisiejszą lekcję geografii. To taki... zdradziecki przedmiot! Niby od gimnazjum niczym mnie nie zachwycił, ale liceum? Przecież ten niezwykle uprzedmiotowiony przedmiot, a właściwie ta-konkretna profesorka, zirytował mnie na milion milionów sposobów. Na początku zgrzytałam zębami na sam sposób, w jaki prowadzi ona te swoje, pożal się, lekcje. Ten jej bezbarwny głos wprost proporcjonalny do zmatowiałych etykietek na jej butelce wody mineralnej... och i to jak wykręca nogi pod biurkiem jak mała dziewczynka... to, że postawiła mi oburzającą dwóję z pracy domowej i powiedziała przy tym, że "koleżanka jest zdolna, ale leniwa"... te jej okropne sprawdzianiska, do których nie sposób się nauczyć, bo nie dotyczą wiedzy czysto teoretycznej, ale praktyki, której nie omawialiśmy na tych jej, pożal się, lekcjach... to w jaki sposób nam coś dyktuje... ona przecież mówi dwa wyrazy na minutę! i ten jej różowy sweterek... Och, to po prostu wszystko wręcz sprzysięga się, żeby dać jej miano drugiej Dolores Umbridge! Jednak to, co zrobiła dzisiaj było po prosto chamskie. Dziś była kartkówka - a przynajmniej mam taką nadzieję, że to była tylko jakaś śmieciowa kartkówka, bo z nią to naprawdę różnie bywa. Niby zrobiłam, ale z tyłu było coś o jakiś wulkanach i zjawisku na e, ale to nie była żadna erupcja (!), tylko coś jeszcze bardziej wulgarnie geograficznego. Mam dodać, że kartkówka była z ludności? Jeśli jacyś ludzie mieszkają na aktywnych wulkanach, no to zwrócę jej honor, no ale przepraszam? No ale dobra, dałam popis swej wyobraźni i wykreowałam coś na wzór Wielkiej Improwizacji. Było jeszcze takie jedno zadanie z taką szkaradną mapką... zaliczyłam je do tych bezproblemowych, łatwych, pewnych. W zadaniu wyraźnie trzeba było podać przedstawiony na niej OBSZAR najgęściej zaludniony, nazwać, napisać dlaczego. No to ja napisałam, że wschodnioazjatycki, ale co się okazuje? Że to wcale nie o to chodziło! I że jak ktoś nie napisał, że ten OBSZAR to Nizina Chińska to ma źle i nie zaliczy! Po prostu świetnie. Na tym pytaniu wyłożyła się cała klasa, ale nie. Ona nadal będzie nam dawać jakieś zdradziecko podchwytliwe pytania. No i znowu dostanę jakąś nic niewartą, nędzną trójczynę, ale to w ogóle nie o to chodzi. Nawet nie wyobrażacie sobie, co jej przylazło do głowy na tej, pożal się, lekcji. Na początku rozdała referaty z eskimosów. Byłam w szoku, kiedy usłyszałam, że postawiła nawet dwie szóstki. Nie no, ale to jej "koleżanka N dostała szóstkę... a nie, piątkę". Chamstwo, chamstwo. Rok temu - i doskonale pamiętam każde z jej słów - postawiła na środek klasy moją koleżankę i zaczęła ją wychwalać, jaki to piękny referat przygotowała. No, a był naprawdę porządny, to znaczy wydrukowany w folijkach ze zdjęciami, solidnymi opisami. Wszystkim go pokazała, wychwaliła, że praca na szóstkę. Trochę pomruczała na brak spisu treści, po czym kazała mojej koleżance siadać, informując ją przy tym, że otrzymała ocenę cztery plus, no przepraszam? Fakt, wypominam jej to co geografię, n-o  a-l-e  p-r-z-e-p-r-a-s-z-a-m? Najlepsze w tym to, że koledze postawiła jedynkę, kiedy ten powiedział, że jednak zrezygnował i nie zrobił tego referatu, który był PRACĄ DODATKOWĄ, DLA CHĘTNYCH. Jak by na to nie patrzeć, to postawiła mu jedynkę za pracę dodatkową, no przepraszam? Zresztą potem dostał jeszcze jedną, bo nie miał w zeszycie jakiś paru słów, daty przy temacie, czy też numeru lekcji? Nie pamiętam, było to jednak coś równie nieistotnego. Potem przyszła do niej koleżanka z zeszytem, a ta stwierdziła, że ma źle i też postawiła jedynkę... Z klasy wymaszerowałam z przeświadczeniem, że ta wiedźma jest gorsza od najwredniejszego nauczyciela w tej szkole, którego zresztą bardzo lubię. Geografia, XXIII LO. Cud, miód i orzeszki! Po takich lekcjach zwykle odstresowuję się na historii, no ale tak dzisiaj wyszło, że potem były dwa angielskie. Jedną z kilku wad tej szkoły... och, no przecież nie mogę o nich nie wspomnieć, prawda? Dzisiaj na przykład weszłam do łazienki na dolnym patio... och, no to, że nie ma papieru to norma, no ale żeby tylko jedna "toaleta" była czynna, bo w sąsiedniej zabrakło drzwi? Dobra, wchodzę i wychodzę cała w dymie nikotynowym. Gdyby jakiś nauczyciel to ode mnie wyczuł, to bym ze stoickim spokojem na jego pytające spojrzenie odpowiedziała: byłam w łazience. Tak, to jest to właśnie ich "od tego roku walczymy z palaczami". No i drugą wadą jest całkowite niezorganizowanie. Jak ja mam zdać maturę, kiedy od trzech tygodni nie ma Dżoany od angielskiego? Kilka lekcji przesiedzieliśmy na korytarzu, bo przecież nikt do nas nie przyszedł. Niby teraz wszyscy się cieszymy, no ale za rok... Najlepsza jednak jest historia i to ona zawsze pomaga mi jakoś przetrwać, zwłaszcza w piątki, kiedy jest po dwóch matematykach. Przez tą wycieczkę przepadną nam aż trzy! Rozumiem jednak, że czasami należy ponosić konsekwencje za swe nieprzemyślane decyzje, jaką jest wyjazd w październiku. Ma być jednak ciepło, więc nie mam żadnych obiekcji. Mogę jechać, byle tylko zabrać ze sobą jakąś książkę, no i skombinować to nieszczęsne zaklęcie...

 

Och, miałam jednak nadzieję, że z biegiem czasu limit 100% na notkę, jakoś ulegnie powiększeniu. Nie lubię pisać czegokolwiek z tym nieznośnie swędzącym wrażeniem, że zaraz skończy mi się kartka. Zupełnie jak na polskim, gdzie na jedno pytanie z trzech/czterech rozpisuję się po dwie i pół strony. Kiedyś zrobiła nam sprawdzian w 45 minut... sprawdzian z polskiego w 45 minut! Słyszałam, że poziom podstawowy dostaje pytania przykładu "w kim zakochał się Werter?", podczas gdy my mamy jedynie rzucone hasło "Werter". Czy to prawda? Obawiam się, że jednak nie i że to kolejne mrzonki klasy 2a.

 

Komentarze

kyuori Mańkutem!
26/10/2012 19:10:25