Ludzie, czytajcie Zafona. To jeden z lepszych współczesnych autorów. Mój ulubiony. Jeśli chodzi o nadanie mu liczby porządkowej w tymże rankingu, to musiałabym się długo zastanowić. Znacznie jednak różni się od magicznej twórczości Joanne Kathleen Rowling... swoją drogą, to nie wstyd jej, że napisała tylko jedną siedmiotomową historię? Czy to znaczy, że ten okropny Potter (mówię tu o tym okropnym bohaterze - jedynym, którego nie polubiłam w całych hektolitrach innych głównych bohaterów książkowych) wypalił w niej wszelaką inwencję twórczą? To całkiem możliwie, czego w końcu można się spodziewać po Potterze. Przyznaję sobie rację, że można się wypalić, bo ona nie stworzyła jakichś tam książek, ale wykreowała cały świat, który zwyczajnie kicha na tych wszystkich empirycznych racjonalistów. Wracając do wątku, który gdzieś zgubiłam po drodze, Zafon bardzo różni się od magicznej twórczości pani Rowling, a także powieści fantastycznych pani Canavan pisanych w wielkim stylu, dlatego bardzo trudno określić mi, kogo cenię bardziej. To już jednak druga książka Zafona, po jaką sięgnęłam. Posiada ona taki sam klimat, jak ukochany "Cień wiatru" - Barcelona, tajemniczość podszyta grozą, namnażające się tajemnice, których rozwiązanie czyta się w moim przypadku z otwartą gębą. "Cień wiatru" mniej więcej od środka do samego końca czytałam właśnie z takim dosyć głupim wyrazem twarzy, a ślęczałam nad nim kilka godzin. Pod tym względem książki są okropne, przecież jak już się rzuci w wir historii, to nie da się niczego zrobić.
Jak dobrze, że tą historią sprowadziłam się na ziemię! Ekhem, więc, jak widać, jestem w trakcie nauki do sprawdzianu. W gruncie rzeczy to bardzo miłe tematy - wojna trzydziestoletnia, Francja, Anglia. Jestem pełna optymizmu, co do zbliżającego się wtorku. No ale, przepraszam - p r z e p r a s z a m, jeśli kogoś urażę swymi słowami - co za bestialska osoba pozwala klasie drugiej A, zacnej grupie francuskiej pisać pięć sprawdzianów w przeciągu zaledwie trzech dni?! No przepraszam bardzo! Proszę bardzo (ja naprawdę przylazłam tu się wyżyć, Zafon był tylko pięknym, literackim pretekstem) oto mój plan caaaaałego tygodnia obejmującego te trzy dni:
poniedziałek - wypracowanie z polskiego (na szczęście napisane podczas piątkowego wieczoru - gdzie fanfary na mą cześć?!) ; test diagnostyczny z matematyki ( "Ale nie będzie za to ocen, prawda? [...] Jak to, pani wstawi je do dziennika?! Nie może pani... ale to nie będzie się liczyć, prawda? [...] Och, NIEEEEEE!!!") ; ewentualna poprawa kartkówki z chemii, bo ten okropny N dostał czwórkę a ja nędzną trójczynę.
wtorek - test z angielskiego: zacny unit 1-6 - taaak, wiem, jesteśmy mega do przodu; sprawdzian z historii - sytuacja pod kontrolą, Houston;
środa - sprawdzian z PP... a wy wiecie, co ten Dinozaur ostatnio wymyślił?! Lekcja, jak zwykle żyła swym własnym życiem - Dinozaur szantażowała nas, ku naszemu ogromnemu przerażeniu, że zaraz zacznie pytać. Nic sobie z tego nie robiliśmy, bo i po co, było już zresztą pięć minut do dzwonka. Na cztery przed stwierdziła, że sprawdzi to, co zapamiętaliśmy z lekcji, po czym kazała napisać jakieś tam wady i zalety czegośtam. Nie pamiętam, czy chociaż z 1/4 klasy się tym przejęła. Gorąco zrobiło się dopiero wtedy, gdy minutę przed dzwonkiem oświadczyła, że to zbierze i oceni, bo to przecież kartkówka, nie? ; sprawdzian z informatyki - to chyba luz, ale cicho. Przecież to jest pięć sprawdzianów! A wiecie, że umiem zrobić w gimpie animację? Ostatnio na lekcji robiłam reklamę Biedronki. Profesjonalną reklamę, nie jakiegoś tam Smudę.
Omawiamy teraz na polskim romantyzm, więc uznajcie moją chaotyczną notkę za hołd w stronę tej bardzo przyjemnej epoki. I to absolutnie nie jest żaden sarkazm. Ja bardzo lubię powieści poetyckie. Na przykład Giaur i Konrad Wallenrod mają tyle cech związanych z osobowościami, które kocham - Snape, Halt, Akkarin, Kłapouchy.... Nieważne, idę sobie porozmawiać z zeszytem od historii, książką, vademecum i jeszcze czymśtam. Wiecie, że najmniej informacji z tych wszystkich źródeł znajduje się właśnie w książce? Nie wydaje się wam dziwnie, że w podstawie mają już więcej napisane, niż my w rozszerzeniu? Filozofia Operonu. Jestem przerażona na myśl o trzeciej części. Przecież to połowa pierwszej części książki z pierwszej klasy! Tak, no wiem, że przesadzam i co z tego? Nadprzesadyzm, wbrew pozorom, działa bardzo optymistycznie, naprawdę. Och, i przyjdźcie w sobotę na Lipową. Kwesta w moim wykonaniu może stać się fascynującym zjawiskiem - cokolwiek miałoby to oznaczać.