ee faken szit człowiek to nigdy nie jest zadowolony, niezależnie od tego co się wybierze :/ jestem za malutka żeby decydować o ważnych sprawach, więc proszę lepiej pytać kogoś mądrzejszego, i nigdy w życiu nie wierzyć w moje słowa kiedy wpadam w histerię, (sama już nie wiem kiedy traktować siebie poważnie, więc wolę siedzieć cicho, żeby innym przy okazji też nie namieszać w głowie). Jeśli coś powiem, to lepiej udawajcie, że nie słyszeliście - bezpieczniej przede wszystkim dla mnie. Ciągle zmieniam zdanie, nic nie pasuje, wkurzam się, a tak w ogóle to piszę o pierdołach które nikogo nie interesują. Uciekłam z Włoch, wypowiedziałam póki co największe kłamstwo w życiu, okazało się że sama jestem całkiem inna niż kiedy mam przy sobie kogokolwiek, jestem cieniasem i takie tam. Nawet nie chce mi się iść jutro na szmaty. Kiedy wyjeżdżałam, znałam siebie od innej strony i ta druga strona teraz mi chyba została. Wkurzam już wszystkich tym, że znów się nad sobą użalam, ale jeszcze mi nie dają tego odczuć, bo zbyt się stęsknili i z litości pozwalają mi narzekać. Jeszcze z dzień- dwa. Muszę to dobrze wykorzystać. Zaprzepaściłam szansę, ale co z tego, ale co z tego że co z tego, skoro i tak źle, i tak niedobrze. Jeszcze do tego Kwito ciągle się martwi o studia i ja jestem w szoku, że ja nie, i on też się dziwi, ale spoko, mogę się przejmować całą masą rzeczy naraz, więc jakoś to ogarnę w swoim czasie. Niektórzy się nie odzywają, niektórzy się odzywają, a już na pewno wszyscy mają swoje problemy, więc srają na to że znowu narzekam i udają że ich to cokolwiek obchodzi, i proszę bardzo, zajmijcie się nimi, a ja raz w życiu zrobię wyjątek i wyżalę się internetowym ludziom na fotoblożku. EEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE. Najchętniej bym tylko wyła i opowiadała obcym ludziom jak to mi jest źle i co to za dziadostwo w ogóle, i co to się wyprawia z tym światem, ale wiem, że biedne dzieci mają gorzej, i nie głoduję ani nic i nikt mnie nie bije, więc o co mi właściwie chodzi. Nawet nie mogę normalnie się powkurzać bo zaraz mi się włącza drugi głos, który mnie poucza, że nie wolno bluźlić bo inni mają gorzej. Co to ma znaczyć, zatem, pytam się? że ja nie mogę narzekać, bo inni mają gorzej ? a inni lepiej? i tak dalej. Tylko spokój. Za gorąco, za zimno, za daleko, za kwaśny sok i wszystko. Cieszę się, czy się nie cieszę, nie umiem się zdecydować, chyba cieszę, a potem chyba trochę głupio, ja jebe, nie wiem o co mi chodzi, ponoć już się skończył wiek dojrzewania, a tu niespodzianka. Może mam taki charakter, a wtedy to oznacza kolejną życiową porażkę. Zmieniłabym to, ale mi się nie chce. (jaką kolejną? w sumie nie mam jakichś życiowych porażek, bez przesady, nie jestem aż tak beznadziejna). Poza tym- niby spoko, że się skończył wiek dojrzewania, i tu wracam do punktu wyjścia, bo jestem jeszcze za młoda żeby być dorosłą, a z drugiej strony znowu nie chcę być znów gówniarą, a na paznokciach mam od 2 tygodni brokat którego nie da się zmyć w żaden sposób. Tylko zdrapać zębami, jak to mi poradziła Marcelinka, ale nie dało się do końca, i to wygląda jakbym miała piegi na paznokciach. Tak się składa, że to mi nie przeszkadza. W autobusie nienawidziłam wszystkich. Wsztstkich, co oznacza nawet jakąś aktorkę z tępą miną grającą w filmie wojennym o tytule "nie znam go". Jej fryzura mnie wkurzała. Nie chciałam na nią patrzeć, ale jakoś nie mogłam, co jeszcze bardziej mnie frustrowało.
Smuci mnie też to, że jestem w stanie, gdzie po prostu się skarżę na byle co, ale nie doprowadza mnie to do szału. Jestem żyjącą amebą która sobie zawodzi. Nawet nie mszczę się na niewinnych ludziach za to, co mnie irytuje. Czasem tak robię, co też mnie denerwuje. Bo sprawiam przykrość jakimś zwykłym statystom mojego życia. Powinni mnie zapamiętać jak najlepiej. Smutne, że mi się od razu robi wesoło jak komuś dosram: pamiętam jak w pracy u mojej mamy zberałam jakiegoś starego zioma, że pali w kiblu, i taka byłam z tego dumna że łomatko. A to był jej kolega z pracy i potem się popłakał, że go jakaś gówniara w toalecie opieprzyła za fajki. Oczywiście się nie popłakał, tylko tak napisałam, żeby było ciekawiej.
To nawet nie jest stan irytacji, tylko takie no nie wiem - egzystowanie z narzekaniem. Boshe. Nawet to żałośnie brzmi. Co ja w ogóle wygaduję.