Lucyferku ile tutaj musiałbym opisać
jebać
będę głośno krzyczał jebać w Twoim imieniu, ale musisz mi obiecać - działaj i trenuj
Na okrągło, uśmiecham się udając, że żyję beztrosko
Niby nie sam, a zapijam dziś samotność
Brałem wszystko, nie wiem, co by mi pomogło
Spoglądają krzywo, a naprawdę nie przeginam już
Plany pospinane, to na bańce by się przydał luz
Z każdej imprezy mała nagle się zawijam znów
Na fotel pasażera ciągle patrzę, jakbyś była tu
Koniec końców chyba z nas każdy jest taki sam
Solo wieczory przed ekranem, w dłoni Lucky Strike
A samotność dzień po dniu, powoli zabija
Usypiając czasem wiem, że nie dam rady wstać
Chyba miłość trzeba ukraść
W domu znów czekały puste wyro i lodówka
Oby coś zmieniło się od jutra
Mac Miller na winylu, jego stilo z moim współgra
Wezmę dwie zanim pójdę spać
Na lepszy dzień chyba już bez szans
Leżę na dnie z moim smutkiem sam
Wyciągnij mnie, albo utknę tam
.......................................................................
Mapy z moich blizn, każą ciągle iść
Mam na sercu szkic tego kim chce być,
przez ciernie do gwiazd, powoli jak łza
Od serducha, powiem wam że nie pamietam już czym jest skrucha
i choć może powinienem ich słuchać, to jednak uparty na stracenie,
nieoswajalny w swych impulsach prawie jak 2Pac, gdy pluje na wszystko
co w sercu naprawdę jest mi drogie, i gdy znów sabotuje swą drogę
bo z duszy czarny powiew opętuje głowe i odbiera słodkość snu z mych powiek
I gdy siedze tak po wszystkim odcinając z czarnej róży usychające listki
myśli - głupie czucie i gUpie myśli, jak wyścig mkną przeklęte do Ciebie
choć miałem cię wyklnąć... zamiatając ogród w środku duszy ze zbędnych liści
miałem to wyciąć i spalić na stosie płomieniem srebrnej nienawiści...
nie liczyć już tych chwil gdy księżyc na niebie twoim głosem szepcze mi sny
To jednak do Ciebie...
nawet po tym wszystkim...