A jednak udało mi się dzisiaj. Bardzo się bałam, że ulegnę weekendowemu żarciu i tej atmosferze w domu tak jak uległam wczoraj... Ponad godzinę temu odparłam najgorszy atak;) Obiad o 18- moja rodzina jest super:/ I to taki pyszny obiad, tak pachnął... Ale odmówiłam. Byłam w tej kuchni krojąc moją pomarańczę i musiałam sobie wszystkiego odmówić. I obiadu, i słodyczy zostawionych specjalnie na wierzchu i cukierków i ciasta od cioci, które przywiózł tata... I cieszę się teraz, choć z lekka głodna już się robię. Ale o to chodzi:) Dziś już tylko herbata, którą miałam zaplanowaną na wieczór.
Oto bilans:
-jabłko
-2x kawa z mlekiem
-gruszka
-2x herbata
-ponad szklanka krupniku ale prawie bez kaszy
-pomarańcza
I jeszcze wyznanie. Zbliża mi się sesja, więc codziennie jem dwa orzechy włoskie. Nie wliczam ich jednak do bilansu, bo nie chcę w ramach cięcia kalorii z nich rezygnować, bo bardzo dobrze działają na mózg i na tym mi zależy. Dwa takie orzechy mają pewnie z 65kcal? Nie wiem ale nie chcę jak już mówiłam wliczać ich, bo prędzej czy pózniej bym zrezygnowała z nich na rzecz pięknego bilansu. Wmawiam więc sobie, że dwa takie orzechy to tylko orzechy i nie mają kalorii albo raczej, że mnie nie tuczą x) Ale powiem wam, że i tak co raz bardziej chciałabym przestać liczyć kalorie. A z drugiej strony ciężko mi ich nie liczyć, bo mam już wrytą w pamięć połowę tabeli kalorycznej. No i liczenie mi samoistnie wychodzi, bo myśląc o jakiejś kanapce z czymś tam i z czymś tam, wiem ile kalorii ma każdy składnik, więc suma sama pojawia mi się w głowie:/ Wiem, że dziś zjadłam 466kcal około.
A jutro planuję jednodniowe gło. Będzie herbata, kawa i jeśli będzie mi ciężko to pepsi zero. A kawę będę pić z mlekiem, bo czarnej nie lubię. I wypiję pewnie cappucino, ale może nie...?;) Trzymajcie za mnie kciuki:) W każdym razie nie będe miała czego liczyć i to mnie napawa ulgą...
Ktoś jeszcze może przypadkiem jutro robi gło?