uwaga, jak nie chce się Wam czytać, to proponuję ominąć tekst pisany kursywą i przejść do konkretnego ' bilansu ' ;)
wybaczcie, że ostatnio nie daję znaków życia u Was, jak i u siebie, ale..
brak czasu i ciągłe problemy z internetem. z tego co kombinowałam, to problem tkwi w modemie,
jasne, można kupić nowy, ale.. internet nie działa tylko u mnie więc na prośbę o naprawienie, albo na pójście po nowy usłyszałam
' nie działa u ciebie - twój biznes '
trudno, będę się dalej z tym męczyć, jakoś nie mam teraz budżetu.
może rozkręcę i sama naprawię ;)
[ a podejrzewam, że umiem, bo jeśli chodzi o te sprawy to mam już trochę doświadczenia :D ]
więc.. co u mnie?
czuję przygnębienie od paru dni, miły wieczór z nim spędziłam wczoraj.
ale.. jak wracaliśmy ni stąd ni z owąd chciało mi się tak płakać, że ojej.
zauważył, że mam szklane oczy, przytulił mnie, zamilknął.
kiedy się uśmiechnęłam, wróciliśmy do tematu rozmowy.
cieszę się, że nic nie mówił, wie, ze nie lubię kiedy ktoś mnie wypytuje i stara się tego nie robić.
ostatnia gło się udała, wszystko ładnie pięknie.
wczoraj tylko musiałam zjeść WIĘCEJ, wbrew samej sobie,
bo przez lekarstwa i zastrzyki
[co dwie godziny musiałam zjeść coś konkretnego, w sumie mogłam to olać, ale wiem, jak potem mdleję jeśli się nie zastosuję]
ale za to dziś jeszcze nic nie jadłam i jakoś na razie nie mam ochoty,
czuję się w tym momencie jakbym nażarła się na tydzień ;)
chudego skarby
;*