no to jak zwykle kamerkowe, a co. siedzę sobie w dojczu, leci już drugi tydzień. jakoś dziesiątego powinnam być w domu i później nocka u Żanety. cieszę się, że między nami znów jest okej. było trochę wzlotów i upadków, całkiem mocnych, ale dałyśmy radę. wczoraj ogromna burza, a okno jak zwykle otwarte szeroko, normalne. ścięłam dziś włosy, cztery centymetry. musiałam, już miałam tak zjechane końcówki, że boże. dzisiaj strasznie nudny dzień, nie wiem co mam ze sobą zrobić. miałam z Żanetą na skype gadać, ale jej nie ma. boję się, że nie zdążę uzbierać kasy na ten ticket, ale jak coś będę prosić tatę, żeby mi pomógł. muszę rozrysować jakoś mój pokój, wybrać kolory farb i wszystko, wszystko. już szóstego sierpnia dostanę swojego różoffego laptopa, haha cieszę się <3