zdjęcie sprzed sześciu miesięcy, kiedyś już było, nie mam nowych, robić mi się nie chce. przerobione, sfotoszopowane, nudziło mi się. ryj mam tu jakiś taki dziwny, jakbym ledwo żyła, ale cóż. dziś przychodzi Ingrid, znów będzie mi gadać o czymś, a ja jak zwykle będę odpowiadać: ja, ja, ja. nie no dojcz całkiem w porządku. po szóstym wracam, do dziesiątego mam już być w polsce. do trzydziestego pierwszego trzeba uzbierać sto czterdzieści euro. nie wiem jak to zrobię, ale dobra. już dziesięć mam, czyli jeszcze sto trzydzieści. damy radę, musimy. a jak tak, to buy ticket i jedziemy trzydziestego pierwszego marca na ten koncert. tak się jaram, że po nocach spać nie mogę i zasypiam nad ranem. dosłownie. wszelkie pomoce finansowe mile widziane, hahah. nie no żaertuję, uzbieram :) po wakacjach już biorę się za siebie, bo w końcu ostatni rok z najlepszą klasą ever. i ogólnie testy, musi być wszystko idealnie. net? owszem, ale tylko w weekendy. nie ma tak dobrze. zdałam sobie sprawę z tego, że mam niesamowitych przyjaciół, którzy już nawet nie napiszą "co tam?" ( oczywiście niektórzy..). nevermind. siema..