Oto kolejna rzecz, którą robię tylko po to, żeby nie uczyć się do jutrzejszego kolokwium... Zdaję sobie sprawę z bezsensowności mojego działania i z tego, że potem będę zła na siebie jeśli / jak nie zaliczę, ale cóż... To silniejsze ode mnie :/
Cały kończący się (na szczęście) tydzień spędziłam na uczelni pisząc, mówiąc, czekając, obgryzając paznokcie i nerwowo tupiąc. Codzienne egzaminy spowodowały totalne zmęczenie organizmu, rozdrażnienie, lenistwo i utratę wagi (niewielką, ale nie narzekam). Przyszły tydzień zapowiada się równie interesująco, a w międzyczasie jeszcze weekendowy turniej, który bardzo skutecznie zapobiegnie traceniu czasu na naukę ;).
Po niekończących się wywodach na temat EURO, że ble, fuj, w ogóle mnie to nie interesuje, tfu itd. siedzę i oglądam mecze, zamiast wziąć się do nauki. Żeby nie było, nie tylko oglądam, ale ekscytuje się, kibicuję, wkurzam i z tego wszystkiego wreszcie zrozumiałam, o co chodzi z tym spalonym ;).
Pogoda dzisiaj nie rozpieszcza i niby powinno mnie to zmusić do nauki, bo w sumie co innego można robić, kiedy za oknem ściana wody, a tu dupa. Okazuje się, że jest wiele rzeczy, ciekawych mniej lub bardziej, które mogę robić w tym cudownym czasie...
Pozdrawiam wszystkich studentów, którzy równie usilnie zmagają się z sesją i związanym z nią lenistwem.
Niech moc będzie z Wami :)