Są takie dni, jak ten, kiedy mam ochotę wyjechać gdzieś na miesiąc i wrócić z czystą, białą kartką. Nie słyszeć więcej wyrzutów, zapomnieć i sprawić, by wszyscy zapomnieli o tym, co było wcześniej.
Po co tak wracać do złych rzeczy z przeszłości? Po co sobie je wypominać, po co się o to kłócić, przecież to jest bez sensu. Nic, prócz złości i zepsutego humoru się nie uzyska... Szkoda, że niektórzy tego nie rozumieją.
Coraz bardziej denerwuję się sesją, ten złowrogi nastrój oplata mnie i sprawia, że mam ochotę uciekać stąd, daleko. Straszne jest to, że nie mam jeszcze tylu zaliczeń ani pomysłu na nie - jeśli nawet je zrobię to nie wiem, czy będą na tyle dobre, by je pokazać... A jak już je pokażę to poprawić mogę we wrześniu i zapomnieć o dyplomie w tym roku. Teraz bardzo żałuję, że tak odkładałam wszystko na później, że nie mogłam się ogarnąć i zrobić wszystkiego na czas, by dać jeszcze do konsultacji i usłyszeć "jest okej, przynieś na sesję, zaliczę ci to". Nienawidzę takiej niepewności, a nic nie mogę z tym zrobić, tylko czekać...
Jeśli za tydzień okaże się, że zaliczyłam to będę taka szczęśliwa, ruszę dalej z dyplomem, oby do 15 czerwca, a wtedy już święty spokój!
chciałabym ogarnąć coś na wakacje, ale nie wiem co.