Otworzyłam jedno oko.Szczerze mówiąc, to nawet nie wiem, czy byłam na siłach tego dokonać.
- Co my dzisiaj mamy? Środę...Przyli próba na kulu...A która to godzina? 8:45. Poleżę jeszcze trochę.
Głębokie przemyślenia przerywa mi huk otwieranych drzwi.Mama.
-NO, NO TATA POJECHAŁ OPONY ZMIENIĆ.
-Za ile wróci?
-NO CÓŻ. WYJECHAŁ GODZINĘ TEMU I JESZCZE NIE DOJECHAŁ.
-ŻE CO???
-Ach, to pewnie ta pogoda.
<kolejny trzask - mama wyszła robić śniadanie>.Przynajmniej będę miała chwilę spokoju.Za oknem mgła...Chyba mgła, bo jakoś tak biało.Przekręcam się na drugi bok.Włączam MP3 i słucham sum41. Powoli zatapiam się w muzyce..A wszystko dookoła znika.
-ANKA!!!ŚNIADAAANIEEE!!! TATA DOJECHAŁ,ZARAZ BĘDZIE WRACAĆ!
Hm... No cóż.Powoli wstałam i popatrzyłam na śniadanie.Zjadłam bez entuzjazmu.
Naszykowałam się do drogi.ZaSMSowałam połowę klasy chcąc się dowiedzieć,czy warto iść na próbę kulu,bo próby kształcenia miało nie być, z powodu złych warunków pogodowych.
'Co do cholery'-przeklęłam pod nosem -' Mgła to mgła, przejdzie."
Podeszłam do okna. Nie , to nie była mgła, tylko cała masa śniegu. Pod białą pierzyną nie byłam w stanie zauważyć nawet samochodów... Trudno było nawet rozpoznać ich kształt.
Tata przyjechał o 10:15.Do próby miałam pół godziny.Wiedziałam ,że się spóźnię,bo wyjechałam 20 po.
'RETY-ŻEBY CHOCIAŻ NA 11 ZDĄŻYĆ"-wrzeszczał mój mózg. Tia. Pracował na pełnych obrotach. Tata w koncu dojechał na za pięć 11 pod filharmonią... CO???
-Dojdziesz, spokojnie... Prosto i w lewo Nie przechodzisz przez jezdnię.
-E....
-No Ruuuchyyy
Idę. Wiatr zwiewa mi kaptur już piąty raz. Nie chcę go znowu nakładać. Prosto, w lewo. OK. Akademia karate.Co jest? Aha. Ktoś dzwoni, zaraz no przecież... SZLAK! Pulpit w śniegu. BĘC! No to teraz skrzypce też.
-Halo?
-Cześć Ania, tu Mela, gdzie jesteś?
-Akademia karate
-Gdzie?
W tym momencie się całkowicie wyłączyłam. Wiedziałam, że jestem zupełnie gdzie indziej, ale ton Meli dał mi do zrozumienia, że polazłam tam, gdzie nawet FBI by mnie nie znalazło. Potem dotarło do mnie jedynie to, że Xyma miała po mnie przyjść do filharmonię. Poszłam. Po drodze rozwiązała mi się kokarda od bluzki. Nie, nie mam czasu jej zawiązać. Potem. Matko. Zimno.OK. Przyszła. Razem z Ewelą i Werą. Jakoś mózg przestał mi pracować. Wysyłał tylko krótkie sygnały : Ty idiotko, nie potrafisz się znaleźć we własnym mieście???!!!. Nie. Nie potrafię. Przecież to cała ja. Roztrzepana.