Ely, 14.02.'09
u góry Vlady i Mayara, na dole ja.
no i koniki.
życie po powrocie biegnie w zatrważającym tempie. robię/robimy wszystko, żeby nie myśleć o Anglii i wszystkim, za czym tęsknię/tęsknimy. z tą różnicą, że A. zobaczy to/ich juz za tydzień. a ja? no przecież Vlady zaprosił nas do Brazylii. No przecież muszę zobaczyc jego dom tuż nad oceanem. Przecież to wszysko nie może tak po prostu sie skończyć.
Tak czy inaczej czas biegnie szybko, dom widuję za dnia przelotem i tuż przed snem wieczorem. Polubiłam to, tak, jak kiedys lubiłam w nim siedzieć. Byle daleko, byle w ruchu, dużo, szybko, intensywnie. Ciekawe, czy to trwała zmiana.
W piątek znowu kawałek od domu, wrocław, wrocław, wrocław do niedzieli. czasem tęsknota za osobami i miejscami jest nie do zniesienia. i coraz więcej jej.
i coraz łapczywiej chwytam życie. coraz więcej zobaczyć, przeżyć, poznać. tylko dlaczego to łączy się z pustką, która nastepuje potem?
oh,jak nienawidzę tej pustki.