Chciałabym mieć tak bardzo wyjebane, jak powinnam mieć.
Ale nie potrafię. Tak bardzo ja. Choć właściwie jak na mnie, to i tak jest nieźle, bo tym razem jestem pozbawiona romantycznych złudzeń. To droga donikąd. Właśnie dlatego nawet nie śmiałam sformułować prośby/marzenia na samiuteńkim początku. Miałam jedną szansę, żeby się odwrócić i zrezygnować z tej ścieżki. Nie wykorzystałam jej, więc w sumie mam za swoje. Jakieś szaleństwo i głupota wciąż pchają mnie w te ramiona. Bez sensu.
Ale czy nie o to w życiu chodzi? Żeby ryzykować i ponosić koszta podjętego ryzyka?
Nie żałuję żadnej podjętej decyzji, ależ skąd.
Po prostu chciałabym mieć bardziej wyjebane. Bo to był tylko sen. Zaskakujący i w jakiś sposób piękny, ale sen. I tyle.