Chcę się nauczyć śpiewu białego. Jak mnie kiedyś będzie stać, to sobie zafunduję warsztaty, a co.
Ostry trening wczoraj, spałam z dziesięć godzin (!). Ale skończyliśmy opoczyńskiego oberka. Aż byłam zaskoczona, bo spodziewałam się, że będzie gorzej. No dobra, łatwo wcale nie jest, bo tchu brakuje, no i jak to się połączy z tramblanką to już w ogóle lekka masakra... Ale myślę, że nie jest tak źle. Tylko trzeba to utrwalić, połączyć i czyścić, czyścić, czyścić. Ale to naprawdę przyjemność, choć mega ciężka praca.
A propos pracy, wracam do prezentacji o powodzi, bo obawiam się, że J. może jutro chcieć, żebym przedstawiała. Mam nadzieję, że dam radę gadać przez 5-10 minut po angielsku o powodzi na Bystrzycy :P