Siedziałam z boku i patrzyłam na turlające się po stole bile, myślami krążąc zupełnie gdzie indziej. Minęło 15 minut... 20... ile do cholery można kupować piwo?!
- Alice twoja kolej!
- Nie jestem w nastroju - burknęłam pod nosem.
- No dalej! To wstyd nie umieć grać w bilard! - Kate pociągnęła mnie za rękę i zaprowadziła do stołu. Stałam wsparta na kiju i starałam się przyswoić zasady, ale moje ostatnie neurony odmawiały mi posłuszeństwa.
Wreszcie przyszła moja kolej. Popatrzyłam na porozbijane po całym stole bile i próbowałam odnaleźć w tym jakąkolwiek logikę.
- Ta gra jest bez sensu! - rzuciłam.
- Nie gadaj tylko uderzaj!
Unosząc w zniecierpliwieniu brwi, wypuściłam z płuc powietrze i pochyliłam się nad stołem mierząc w... cokolwiek.
- Źle trzymasz kij kotku... - poczułam czyjś oddech na ramieniu i wstrzymałam własny nie mogąc złapać tchu. Fala gorąca przeszła przeze mnie, gdy dotknął moich bioder, a potem ramion.
- Pokażę ci... - szepnął, pochylając się razem ze mną. Chwycił moje dłonie i przesunął je subtelnie na właściwe miejsce, brodę wspierając na moim ramieniu.
Jego oddech łaskotał moją szyję sprawiając, że niebawem cała pokryłam się gęsią skórką. Moje mięśnie się napięły, ale mimo to czułam jakbym zbudowana była z waty. Jego dłoń zsunęła się na moje biodro, zataczając palami małe kółka, a ja naparłam na niego bardziej, przyciskając tyłek do jego twardego brzucha. Zesztywniał a ja zaklęłam w myślach bojąc się, że brak panowania nad własnym ciałem przypłacę kolejnym unikiem z jego strony, ale zamiast tego poczułam, że...
O kurwa! Napieram na jego erekcję!
Moje ciało miało chyba temperaturę 50 stopni! I musiałam się solidnie skupić, żeby nie przestać oddychać!
Zagryzłam wargę i wahałam się jeszcze przez moment, ale po chwili przymknęłam oczy i wypięłam pupę jeszcze bardziej w jego stronę. Usłyszałam jego delikatne sapnięcie, a na skórze poczułam ciężko wypuszczone powietrze...
Otrzeźwił mnie odgłos rozbijających się bili. Wszystko to trwało zaledwie kilka sekund. Zupełnie niezauważeni przez resztę towarzystwa... Wyprostowaliśmy się jednocześnie wciąż złączeni bliskością.
- Teraz... dasz sobie radę sama - wydyszał prawie w moją skórę i... wybiegł. Stałam tak jeszcze przez moment, sparaliżowana chłodem jaki przynosił brak jego ciała przy moim.
Inni zdjęcia: farewell Ozzy O. deadweather... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24