Rozejrzałam się po boisku, kiwając głową na powitanie, gdy ujrzałam znajome twarze.
Dopiero pod koniec ubiegłego roku dotarło do mnie jak gruby mur utworzyłam między moim poharatanym "ja", a resztą rówieśników. Byłam z nimi, ale jakby mnie nie było. Omijały mnie imprezy i wszystkie ważne wydarzenia związane z grupą, a nawet takie szczegóły jak zmiana koloru włosów Meg, czy Rick afiszujący się ze swoim rockowo-punkowym usposobieniem.
Słodki Jezu! Chwilami naprawdę wydawało mi się, że widzę tych ludzi pierwszy raz w życiu!
Przełom, jaki dokonał się we mnie zeszłej zimy, wywrócił do góry nogami świat, który konsekwentnie budowałam przez całe ostatnie 2 lata.
Moje bolesne brzemię zmniejszyło się o połowę, bo nie dźwigałam go już sama. Pustkę wypełniła przyjaźń - miłość jakiej wcześniej nie było mi dane zaznać.
Teraz, cokolwiek by się nie stało, miałam Kate. I to najpiękniejsze, co mogło mnie spotkać.
- W co gracie? - z zamyślenia wyrwał mnie głos przyjaciółki, gdy podeszłyśmy do starej paczki, która usadowiwszy się na ławkach tyłem do przemawiającego dyrektora z niezwykłym zaangażowaniem rozgrywała partyjkę...?
- W chu... ee.. w Chiński Upadek Japonii! - rzucił z przebiegłym uśmiechszkiem Zack.
- Historyczny!!! - wybuchneli wszyscy nieposkromionym śmiechem poprawiając go.
Tak. Właśnie. Z niezwykłym zaangażowaniem rozgrywała partyjkę... TEGO.
- Gracie?
- Nie powinniście słuchać jakich to fenomenalnych spostrzeżeń dokonał w tym roku nasz dyrektor?
- Takich samych jak w zeszłym - wywróciłam oczami.
- My nie pierwszaki - rzucił Rick wskazując kciukiem za siebie na grupę stojących na baczność i ubranych galowo pierwszoklasistów.
No tak. Drugoklasiści. Elita - zaśmiałam się w duchu.