Kolejny raz zaczynam od nowa przed drewnianymi drzwiami. Powiedziałabym, że to pieprzone deja vu, ale tym razem zagrożenie przywalenia mi z klamki mam z głowy, bo ta brutalna bestia stoi teraz obok mnie. Odwróciłam głowę i spojrzałam na Kate. Ta automatycznie, jak zwykle, obdarowała mnie najszerszym uśmiechem świata.
Parsknęłam śmiechem.
- Co jest? - otworzyła szeroko oczy, marszcząc mały nosek - mam coś między zębami?
Teraz to już prawie turlałam się ze śmiechu.
Kate zrobiła nadąsaną minę i ruszyła w stronę boiska.
- Hej bejb, no weź przestań! - zawołałam z trudem łapiąc oddech.
Nic. Foch do kwadratu.
Pobiegłam za nią i dotrzymując jej kroku szczerzyłam się do niej jak debil.
- Zobacz, uśmiecham się do ciebie. - powiedziałam przez zaciśnięte w uśmiechu zęby.
- Jestem niewzruszona - rzuciła celowo wygórowanym tonem unosząc brodę w górę i mrużąc kolorowe oczy. Zagryzłam usta powstrzymując chichot.
- Och, cóż mam uczynić by uzyskać twe przebaczenie, Pani?
- Wystarczy, że się przymkniesz - mruknęła, próbując zachować powagę. Po chwili jednak nie wytrzymała i posłała mi ten najpiękniejszy na świecie uśmiech.
Trzy minuty zgrywania obrażonej - Boże, jaka to musiała być dla niej katorga!