Zastanawiam się co ze mną jest nie tak, że przyciągam ludzi, którzy w ogóle nie powinni byli pojawić w moim życiu. Gdy wszystkie piękne wspomnienia zmieniają się w te całkiem nieprzyjemne. Ta bezsilność, bo niewiadomo co poszło nie tak, co mogłam zrobić, żeby nie wyszło jak wyszło. Milion odpowiedzi na jedno pytanie.
Dlaczego, dlaczego, dlaczego.
I w ogóle jaki sens to wszystko ma?
Znowu chyba utknęłam w martwym punkcie, znów rodzi się to uczucie, że potrzebuję jakiejś zmiany, początku. Tylko ile razy można zaczynać?
Co jeśli znów okaże się to fatalnym zauroczeniem?
Że znów się rozpędzę, poczuję wiatr w skrzydłach by z impetem rozbić się o szklany mur?
Lepiej jest, gdy coś rodzi się powoli. Rozniecasz iskrę i jeżeli trafi ona na odpowiedni materiał, zacznie powoli się palić, później coraz większym płomieniem, będzie pochłaniać coraz więcej. Płomień przy którym będzie można się ogrzać i bardzo będziesz się starać żeby nie zgasł- ba, będziesz go wzniecać aby mocniejszy dający jak najwięcej ciepła i radości.
Inaczej gdy zaczyna palić się szybko, zbyt szybko. Pali się silnym ogniem, przez co szybciej się spala aż w końcu wypala całkowicie zostawiając tylko pustkę.
Nie wiem. Na prawdę nie wiem.
peees. zdjęcie z naszej pięknej ełckiej Góry Śniadaniowej. :*