Sen , złudzenie i strach przed goryczą ognia .
Ślepy w nim błądzi , śmierć różnorodna.
Ciągle głodna, szuka go chodząca zbrodnia.
Szybka istota , szybko zabija.
Przed strachem świata , dobro omija.
On biegnie sam bez żadnej pomocy.
Jasności już nie ma , jest zapach nocy.
Wstyd przed strachem nie pozwala mu się zatrzymać.
Byle się nie potknąć , byle uciec , łzy na spoconych powiekach utrzymać.
Już nie może dłużej biec , jest tego świadomy.
Chciałby mieć skrzydła , unieść się nad domy.
Ale prędzej stanie się Ikarem , który spadnie na ziemie.
Bo jego szczęście , to ciągłe marzenie.
Jego słowa , to jego rany.
Kłamie , wie o tym na ból skazany.
W jego nogach nie ma już sił .
Nie ma już woli do biegu.
I nie ma już szans .
I nie ma już wiele.
Zatrzymuje się , zmęczony mdleje.
Wstaje z potem na ciele .
Wokół ta sama szara samotność .
Ale jakoś inaczej...
Niebo złote , przejrzyste bez żadnych tłumaczeń.
Drzewa owocują , swoją zielenią.
Jasne kolory uwiecznione nad ziemią.
Wszystko jak kiedyś wróćiło z powrotem.
Już nie chciał uciekać i biec gdzieś daleko.
Chciał żyć dla kogoś , kogoś naprawdę bliskiego.
Kłamliwy człowiek , znów stał się człowiekiem.
To wszystko przez sen , który okazał się lekiem.